Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Teofrey Moggs obrzucił całą salę spojrzeniem taksując wzrokiem gości, ich przyodziewek, sylwetki tancerek i serwowane przez obsługę potrawy. Skrzywił nieco usta nie dostrzegłszy nigdzie stolika do gry, ale rozchmurzył się po krótkiej chwili.
- To jak, panowie? Trzeba się nieco posilić przed jutrzejszą wyprawą. Montfort nie szczędził na wynajętym nam stoliku...
- Chyba – burknął chrapliwym głosem Angus Kerrigan, pierwszy raz zabierając głos tego wieczoru – Że niby z dębowego drewna jest, to znaczy, że nie szczędził? Poczekaj, aż żarło na blat wjedzie, wtedy ci rzeknę, czy był nam łaskaw.
We wnętrzu karczmy Degrata czuł się niezmiennie jak w domu. Takie przybytki rozrywki i stonowanej rozpusty były doskonałym miejscem do znalezienia dorywczego zajęcia, piwa czy chętnych na płatną miłość kobiet i Falchi rzadko kiedy się rozczarowywał bywając w tych gwarnych miejscach. Zapewniwszy sobie rychłą płacę w wysokości dziesięciu koron miał w głowie tylko zimne piwo i gorącą kobietę. Rzucił krótkie, ale wymowne dla wszystkich najmitów spojrzenie w kierunku dziewczyny tańczącej na stole, potem przeniósł ożywiony wzrok na kompanów.
- Cóż, dopóki nasz miły gospodarz stawia, grzechem byłoby nie skorzystać. Zjedzmy, co nam przyniosą i potem zabawmy się dobrze z miejscowymi. Może rano będziemy mieli pełniejsze sakiewki...
Jak się okazało, Angus Kerrigan potrafił docenić żarty. Olbrzym ryknął donośnym śmiechem słysząc słowa Ordyjczyka.
- Pełniejsze sakiewki? Chcesz tu kogoś oskubać? Brachu, ty się lepiej pilnuj, żeby nas tu wszystkich pięciu ze szczętem nie oskubali.
Midlunder odpiął pas z wiszącym mu u boku mieczem o ciężkim caspiańskim ostrzu, zrobił na ławie miejsce dla Marcusa Dernavana. Ten ostrożnie umieścił plecak na podłodze przy swych nogach, po czym usiadł i westchnął z ulgą.
- Dobry posiłek w miłym towarzystwie... - zaczął cicho - lecz nim rozochocicie się trunkami, panowie raczcie powiedzieć, co sądzicie o naszym jutrzejszym zadaniu.
- Jutrzejsze zadanie - Degrata ściszył nieco głos – Cóż, mój dobry przyjacielu, mam wrażenie, że coś tu śmierdzi. Niby łatwa droga, zapewniają nas co chwilę, że nie ma się czego obawiać, a jednak do ochrony przydzielono pięciu zawodowych najemników. Coś mi mówi, że czeka nas sztorm.
Mężczyźni zamyślili się na chwilę. Wschodni Midlund nie należał do najbardziej niebezpiecznych miejsc w królestwie Cygnaru, ale poza murami miast wciąż należało nosić przy sobie broń. W puszczach i nad rzekami grasowały krile bogrinów, wieści niosły też o coraz liczniejszych dzikunach dewastujących cygnarskie poletka. Silny królewski garnizon stacjonujący w Forcie Falk trzymał w ryzach idriańskie plemiona pojawiające się czasami na wschodnim brzegu Czarnej Rzeki, ale żołnierze nie zawsze mieli czas, by zaprowadzać porządki w górzystych częściach prowincji. Pierwszy etap podróży miał wieść szlakiem kupieckim łączącym Fharin z Bainsmarketem, toteż ten odcinek drogi żadnych obaw najmitów nie budził - na trakcie całą dobę panował ożywiony ruch, a że biegł on wzdłuż linii kolejowej, był dodatkowo pilnowany przez patrole straży Caspiańskiej Kolei Żelaznej. Gorzej z przeprawą przez sam Wyrmwall - tam półtora dnia podróży mogło obfitować w liczne niespodzianki, w tym również takie, które mogły narazić na szwank zdrowie i życie podróżnych.
- A ja wam rzeknę, że to się trzyma kupy, co Montfort prawił – wtrącił Kerrigan poprawiając niewygodną kolczugę – Mogą naprawdę nie mieć ludzi do transportów w dziczy. Kilku moich ziomków służy w Forcie Falk i o uszy się mi obiło, że wojsko na gwałt skupuje wszystko, co tylko im się może przydać. Do obozów pod Fortem dzień w dzień ciągną karawany, podobno ktoś już nawet planuje pociągnąć tam boczny tor kolei, tylko dla użytku armii – Midlunder oblizał się widząc wychodzącego z kuchni pachołka, dźwigającego tacę załadowaną parującymi półmiskami. Młodzian zmierzał ku ławom zajmowanym przez najmitów rozsiewając wokół przyjemny zapach gorącej cebulowej zupy.
- Dobrze, nie zwlekajmy z posiłkiem – orzekł nie znoszącym sprzeciwu tonem Kerrigan - Wybadam jeszcze, na czym stoimy, ale nie zwykłem wywiadu czynić na pusty żołądek. Gospodarzu, dołóżcie no łyżek, bo coś mi się zdawa, że ich tam mało przy tym kociołku!
Zaatakowana przez najemników zupa znikała w oczach, przegryzana pajdami świeżego chleba i kawałkami owczego sera. Cała piątka wywijała raźno sztućcami, nie odzywając się prawie wcale i skupiając swą uwagę przede wszystkim na posiłku. Prym w rywalizacji o strawę wiódł rzecz jasna Angus Kerrigan, machający łyżką niczym święty Markus mieczem podczas słynnego Oblężenia Midfastu, pozostali najmici dzielnie mu jednak dotrzymywali pola.
- Podać wodę z cukrem, sok jabłkowy, gorzką herbatę, piwo, jabłecznik? – zapytał usługujący najmitom młodzian. |
|