Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/post_corner.gif) |
|
Górny Wyrmwall, 8 solesh 602 AR, środek dnia
Letni dzień okazał się pogodny i gorący, jak zresztą wszystkie w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. Promienie słońca prażyły ziemie północnego Cygnaru kąpiąc je w swym blasku. Lekki wiatr kołysał koronami drzew rosnących po obu stronach kupieckiego traktu i linii kolejowej, skrzypienie rozłożystych konarów mieszało się z gwarem ludzkich głosów i szczękiem metalu. Na szlaku handlowym łączącym Fharin z Bainsmarketem ruch nie słabł bez względu na porę dnia i nocy, kupieckie karawany podróżowały w obu kierunkach przewożąc drewno, obrobiony kamień i żelazo do Fharinu, na północ zaś dostarczając węgiel, chemikalia, zboże i proch strzelniczy. W obu kierunkach podróżowali również ci, których nie było stać na wykupienie biletu kolejowego. Strzeżona przez liczne patrole królewskiej armii droga okazała się bezpieczna i konwój Kompanii Przewoźniczej już w południe znalazł się u wylotu bocznego traktu, odbijającego od Szlaku Handlowego na zachód, pomiędzy postrzępione turnie masywu Wyrmwallu.
Ironia losu sprawiła, że wjeżdżające w cień puszczy furmanki pożegnał jeden z najnowszych wynalazków cywilizacji. Ważąca kilkadziesiąt ton lokomotywa parowa Lady Ellena przemknęła po torach z wizgiem syreny i metalicznym łoskotem, płosząc konie i ściągając na siebie spojrzenia podróżnych. Ciągnięty przez nią rząd towarowych i pasażerskich wagonów znikł szybko z oczu wędrowców, przepadł za wzgórzami otaczającymi Fharin. Podróż koleją żelazną wciąż pozostawała poza możliwościami przeciętych cygnarskich obywateli - ceny biletu z Caspii do Bainsmarketu przekraczały kwotę sześćdziesięciu koron, jednakże niemal każdy wiedział, że liczący czterysta mil z okładem dystans pomiędzy stolicą Cygnaru, a Bainsmarketem pociąg pokonywał w czasie od dwudziestu godzin do półtora dnia, konne zaprzęgi potrzebowały zaś na to dwa tygodnie. To właśnie Lady Ellena ustanowiła miesiąc wcześniej nowy rekord na liczącej ponad sto sześćdziesiąt mil trasie Bainsmarket-Fharin, osiągając prędkość trzydziestu ośmiu mil na godzinę i docierając do celu podróży po pięciu godzinach.
Wozy Kompanii skręciły w wąski leśny dukt, zwolniły znacznie, ponieważ liczne głazy i wyboje utrudniały poruszanie się zaprzęgów. Już na pierwszy rzut oka widać było, że szlak wiodący do Przełęczy Duvika nie należał do specjalnie uczęszczanych. Pogrążeni we własnych rozmyślaniach furmani nie odzywali się prawie w ogóle, co najwyżej pokrzykiwali co jakiś czas na konie albo przeklinali pod nosem, kiedy wozy podskakiwały gwałtownie na kamieniach. Towarzyszący najemnikom od rana gwar ludzkich głosów ucichł w tyle, na skraju puszczy, zastąpiony szumem wiatru, szelestem liści i ptasimi trelami. Rutger Woods sprawiał wrażenie rozluźnionego i autentycznie ucieszonego widokiem lasu, w nozdrza wciągał ustawicznie wilgotny zapach drewna i ściółki. Teofrey Moggs, drugi Morridańczyk wśród najmitów, nie przejawiał dla odmiany większego zainteresowania otoczeniem, drzemiąc sobie co chwila albo mierząc obrażonym spojrzeniem Phineasa.
Pozostali trzej mężczyźni nie czuli się do końca pewnie. Znalazłszy się za bezpiecznymi murami Fharinu, w dzikich ostępach górnego Wyrmwallu, spoglądali czujnie w każdym kierunku, z którego dobiegały ich podejrzane odgłosy, śledzili wzrokiem półmrok gęstych chaszczy i zarośli.
Godzinę po południu urządzono krótki popas. Jeden z woźniców zaczął wyciągać ze skórzanej torby niewielkie paczki z jedzeniem, pozostali furmani karmili i poili w tym czasie konie.
- Złaźta, chłopy - powiedział Phineas nie przestając żuć prymki - Póki okazja, nogi rozprostować, bo wam już pewnie dupy ścierpły od siedzenia, co ?
Pozostali dwaj furmani roześmiali się krótko, nieco złośliwie.
- Odlać się też możecie, jeno nie leźcie nigdzie daleko w krzaki, bo jeszcze pobłądzicie albo was co złapie w chaszczach. Licho wie, na co można w tych lasach trafić, są tu takie miejsca, gdzie jeszcze człowiek stopy nie postawił. Jakby taki wrzaskun tu się kręcił, nie daj Boże ? Paszczą kłapnie i już ptaszka nie ma, już taki biedaczysko jeden z drugim nie podupczy, bo za potrzebą polazł zbyt daleko.
Kolejny wybuch niesympatycznego śmiechu, kilka wulgarnych komentarzy wymamrotanych na tyle cicho, by najmici nie dosłyszeli całej wypowiedzi.
- Żarcie tutaj macie - dodał drugi z furmanów wskazując dłonią pięć obłożonych zatłuszczonym papierem paczek ustawionych na koźle drugiego wozu - Tylko nosem nie kręćcie, że nie smakuje, tu nie miasto. Jak się nie podoba, zawsze zostają wam szyszki. |
|