Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Gdy blaszane miski zostały już do czysta wytarte kromkami czerstwego chleba, a ludzie wyciągnęli się wygodnie na kocach, przy ognisku kapitana rozgorzała dość żywiołowa dyskusja. Rozpoczął ją Rutger Woods, ogólnikowym pytaniem o sytuację na menickim pograniczu. Słowo do słowa, dyskusja zeszła na tematy religijne i wywołała wśród rozmówców dość gorące emocje.
- Fanatyzm religijny zgubi prędzej czy później Protektorat – zawyrokował kapitan Fenwick – Stare edykty podpisane przez wizygotę Ozealla kategorycznie zabraniają tamtejszej teokracji posiadania sił zbrojnych, dobrze o tym wszyscy wiedzą. I chociaż wiadomo też, że przemytnicy szmuglują do Protektoratu broń, najczęściej od strony morza lub wzdłuż granicy z Ios, te transporty na w niczym nie pomogą Synodowi. Voyle może grozić Caspii siedząc bezpiecznie w murach Imeru, ale nawet taki ortodoks jak on nie odważy się otwarcie wystąpić przeciwko Cygnarowi. A jeśli przyłapiemy go jeszcze parę razy na łamaniu edyktów, Leto nałoży na Protektorat sankcje gospodarcze.
- Doprawdy? – chrząknął z powątpiewaniem Deegan Kilbride, leżący na plecach z podłożonymi pod głowę rękami – A jakież to sankcje mogą boleśnie zranić Imer, jeśli można spytać? Co nasz dobry król Leto może zrobić Hierarchowi Voyle?
Po raz pierwszy od chwili spotkania pod kopalnią kapitan Fenwick jakby stracił rezon, zaraz jednak odzyskał pewność siebie.
- Embargo na diamenty albo przynajmniej dodatkowe na nie cło – oświadczył – To podstawowy zagraniczny środek płatniczy Protektoratu, żaden kraj nie uznaje ich waluty. I dodatkowe cło na urządzenia przemysłowe. Podniesiemy im ceny na parowe pompy, piece hutnicze i mechaniczne krosna, to wyzbędą się przynajmniej części arogancji.
- To nie arogancja, to wiara – potrząsnął głową Deegan – Nie byłem nigdy w Protektoracie, ale znam ludzi, którzy tam bywają. Wiara potrafi czynić cuda. Tamtejsi Menici zrobią wszystko, co im rozkaże Voyle, podobno Hierarch jest tam czczony na równi z Menothem.
- Co jest chyba świętokradztwem samo w sobie – parsknął Fenwick – Ja oddaję cześć Morrowowi. Uznaję istnienie Menotha, ale jest mi on obojętny w kwestii przekonań teologicznych. Przestudiowałem swego czasu dość dokładnie Listy do wiernych caspiańskiego Sancteum i zgadzam się w pełni z zawartymi w nich wnioskami. Kanon Praw Menotha w swej obecnej postaci praktycznie legalizuje niewolnictwo religijne.
- Nie jest niewolnikiem ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy z istnienia niewolnictwa – odparował Deegan zmieniając pozycję i siadając na koc ze skrzyżowanymi nogami – Ci ludzie wierzą niewzruszenie w Kanon Praw, on kształtuje ich życie. W Urcaenie czeka na nich nagroda wieczna, jeśli tylko okażą posłuszeństwo wobec dekretów Synodu.
- To właśnie jest fanatyzm, doskonała pożywka dla wysoko postawionych manipulantów – powiedział Fenwick – Ale fanatyzm zawsze przegra ze stonowaną wiarą i trzeźwym rozsądkiem. Dwa tygodnie temu kilkanaście mil na północ od Sulu przez Czarną Rzekę przeprawiła się grupka Menitów. Mieli cywilne ubrania i trochę broni. Może chcieli zasadzić się na karawanę, a może udać się na przeszpiegi, nieważne, w każdym razie rzucili się bez pomyślunku na pierwszy patrol z łabędziem na tarczach. Można by pomyśleć, że widok królewskich żołnierzy odbiera im zdrowy rozsądek. Dowódca patrolu – a byli to żołnierze lekkiej jazdy – nakazał wypalić im z pistoletów w twarze i porąbać resztę szablami. Trupy zostawili na brzegu, ale nikt po nie się nie przeprawił. Protektorat udaje, że jego szpiedzy to zwykli grasanci, my udajemy, że w to wierzymy, a swoje i tak wiemy. A co do tych samobójców... piękna nagroda za wiarę i posłuszeństwo, nie przeczę.
- Rzeki pilnujecie i to się armii chwali – odezwał się siedzący do tej chwili cicho Anselm – Ale mnie co innego martwi i to bardzo. Mało to Menitów w naszych granicach mieszka? Toż każdy z nich szpiegiem może być, chociaż na szyi medalion z królewskim łabędziem sobie dla niepoznaki powiesi. Jak takiego w tłumie wyłowić, wyłapać parszywą owcę?
Kapitan umilkł na chwilę zastanawiając się nad pytaniem, dumał ze zmarszczonym czołem.
- Na to odpowiedzi udzielić nie sposób – oznajmił wreszcie niechętnie – Wolność wyznania niesie ze sobą różne niebezpieczeństwa. Szanuję cygnarskich Menitów, bo wielu z nich otwarcie odcina się od ortodoksów z Imeru i Sulu, nawołuje do opamiętania i pojednania, lecz bez wątpienia są wśród nich i szpiedzy, którzy donoszą Synodowi. Takich my, prości żołnierze, nie wyłapiemy, to już robota dla królewskiego wywiadu.
- Menici, Idrianie, dzikie stwory z Pustkowi. Kawał roboty przyszło wam odwalać ostatnimi czasy na tym pograniczu – zauważył Rutger Woods, bawiąc się machinalnie bełtem o orientalnych wzorach na lotkach, wyciągniętym z kołczanu Moggsa – A prawda to, że dzikuny coraz częściej wyłażą z lasów? I podobno pod Corvis bogrysy się na kupieckie karawany zasadzają.
- Z dzikunami aż takich kłopotów nie mamy – odparł Fenwick – Raz na jakiś czas mała banda narobi szkód na polach, kukurydzę stratuje albo powyrywa buraki. Na ludzi nie napadają, z miejsca wieją jak kogo zobaczą, chyba że to dziecko albo jakaś starowina, wtedy biada. Ale z Corvis to prawda, bogriny strasznie się ostatnio rozzuchwaliły. W Lesie Żałobników pełno tych kurwich synów siedzi, bo tam mokradła są i gęste mateczniki, nie da rady porządnie ich spacyfikować. Prawie codziennie mgły na trakcie stoją, a w mgle bogrysy. Diuk Kielon Ebonhart IV robi, co może, zaciąga pod swą chorągiew najemników, werbuje traperów i myśliwych. Arcydiuk Runewood wysłał mu dwa bataliony lekkiej jazdy z własnego pocztu, ale to wciąż za mało, żeby wyplenić tę bogrińską zarazę. Za łby tych stworów płacą podobno w Corvis czystym srebrem.
- A ile? – zainteresował się natychmiast Anselm. Phineas pokręcił tylko szyderczo głową, parsknął i zaczął gapić się w rozgwieżdżone niebo.
- Nie jestem pewien – odparł Fenwick – Chyba po koronie za parę, ale głowy za to nie dam. To nagroda dla najemników, wojsko nic nie dostaje, bo my mamy to podobno wliczone w żołd. Ale bogriny to nie wszystko. Z Llaelu podczas wiosennych roztopów przypływają czasami mostowe trolle, to dopiero prawdziwe kurwie pomioty. Za ubicie tego stwora można dostać sto koron, ale ja tam znam bezpieczniejsze sposoby na życie.
- A jak to wpłynęło na handel? – zainteresował się Deegan – Kupcy nadal tłocznie po szlakach wędrują, skoro w dziczy niebezpiecznie?
- Popyt na miecze do wynajęcia wzrósł niepomiernie – roześmiał się posępnie kapitan – Kilka pomniejszych banków i gildii kupieckich już podpisało umowy zbiorowe z zaciężnymi kompaniami, żeby chronić swoje karawany. Pociągi zawsze były bezpieczniejsze od konnych zaprzęgów, to Caspiańska Kolej Żelazna kiesę sobie teraz nabija jak nigdy dotąd. Złoto płynie strumieniem, ceny za transport towarów koleją podobno mają w górę pójść, chociaż arcydiuk Runewood, diuk Ebonhart i książę Blackwood z Bainsmarketu wydali jakiś czas temu wspólne oświadczenie, że zablokują podwyżki, jeśli uznają je za zbyt wysokie. |
|