Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Marcus Dernavan zamrugał oczami, podniesiony z posłania przez czyjeś krzepkie ręce. W izbie było jeszcze ciemno, toteż magianik rozejrzał się wokół próbując rozpoznać pochylające się nad nim postacie. Ktoś przytrzymał go w miejscu i wykręcił ręce, ktoś inny bez ostrzeżenia zatrzasnął coś na nadgarstkach Thurianina. Czarownik zdławił pomruk bólu czując palące skórę metalowe obręcze. Wybudzony w ułamku chwili, uświadomił sobie natychmiast, że ktoś założył mu kajdanki z dwimerytu, stopu metalu o właściwościach insulatora magicznego. Skuty nimi magianik w przeciągu sekundy pozbawiony został możliwości korzystania ze swego nadnaturalnego talentu.
- Brać wszystkich, pozostałych na powrozy! – warknął czyjś głos i Dernavan z miejsca rozpoznał w nim sierżanta Donovana. Thurianin napiął mięśnie stawiając opór napastnikom i otworzył usta chcąc zaprotestować, ale tylko jęknął, natychmiast zdzielony kolbą karabinu w kark.
- Jak który gadać będzie, w łeb go! Przy próbie ucieczki zastrzelić! – polecił sierżant, tonem pełnym ledwie wstrzymywanej wściekłości – Na dwór z nimi!
Powleczony w stronę drzwi Dernavan zdążył jeszcze zauważyć jak żołnierze wiążą grubymi sznurami wykręcone do tyłu ręce pozostałych mężczyzn. Moggs i Deegan mieli na twarzach wypisany wyraz bezgranicznego zdumienia i niedowierzania, potraktowany równie brutalnie co inni Phineas krzyczał natomiast z bólu.
Na dworze panował zimny przedświt, blady brzask obramowywał strzelające ku przestworzom górskie szczyty. Wszędzie pełno było wojaków pod bronią, śledzących najemników złowrogim wzrokiem. Wyciągnięty ze stajni Rutger Woods kręcił na wszystkie strony głową, wyraźnie nie wierząc w to, co się wydarzyło. Chyba próbował protestować, bo jeden z wlokących go pod pachy żołnierzy uderzył więźnia łokciem w pierś, uciszył natychmiast. Dernavan spostrzegł zaskoczonych osadników, opuszczających swe chaty na dźwięk łomoczących w drzwi męskich pięści.
Wciąż niczego nie rozumiejący magianik spostrzegł, że wojskowi prowadzili armigerów i furmanów Kompanii w to samo miejsce, na tyłach jednej z mniejszych chat, gdzie palisada podchodziła pod same zabudowania. Stała tam grupka kilkunastu żołnierzy, otaczających ciasnym kręgiem jakiś leżący na ziemi kształt. Thurianin poczuł na jego widok rosnącą w gardle lodowatą kulę, dławiącą mu krtań.
Żołnierze rozstąpili się na boki, kiedy ich towarzysze rzucili więźniów na kolana przed kapitanem Fenwickiem. Młody oficer miał morderczy wyraz twarzy, mięśnie szczęki drgały mu w rytm nerwowego tiku. Nic nie mówiąc, kapitan schylił się nad okrytym płachtą szarego materiału
kształtem i odsunął plandekę.
Na ziemi leżał jeden z żołnierzy, ułożony na plecach. Ktoś mógłby pomyśleć w pierwszej chwili, że piechur spał, ale klęczący tuż przy nim Marcus z miejsca pojął, co takiego się stało.
Cienka czerwona szrama znaczyła miejsce, w którym gardło żołnierza przecięte zostało jakimś ostrzem.
- Sprawdziliśmy wszędzie, sir, jednego drania nie ma! Zabrał mu karabin i wszystkie ładownice, reszty ekwipunku nie tknął! – warknął sierżant Donovan i wtedy zdrętwiały z zimna i lęku Marcus zrozumiał raptownie, że razem ze swoimi towarzyszami znaleźli się w opałach poważniejszych nawet niż zejście do nawiedzonej kopalni. |
|