RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms -> W górach Wyrmwallu Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 39, 40, 41  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Nie 10:53, 16 Gru 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Zaniepokojony długą nieobecnością towarzyszy Woods już gotowił się, by ruszyć na ich poszukiwanie, kiedy obaj mężczyźni wychynęli z mroku.

- Znaleźliśmy legowisko suczego syna – oznajmił Moggs – Nic tam nie było oprócz nadpsutego żarcia, wody i woreczków z ziołami. No i tego – Morridańczyk poklepał dłonią przywiązany do prawego uda kołczan z bełtami do idriańskiej kuszy. Samą kuszę trzymał w drugiej dłoni.

- Wątpię, by tu się jeszcze jakiś nieumarły czaił, ale ostrożności nigdy za wiele. A co z wami? – zapytał Dernavan.

- Trza nam się stąd zbierać i to szybko! – powiedział Deegan wspierając ramieniem płaczącego z bólu Phineasa. Prowizoryczny temblak furmana przesiąkał krwią, a najdrobniejszy ruch zdawał się przeszywać Midlundera spazmami potwornego bólu. Moggs tylko raz rzucił okiem na wystającą spod rozdartej skóry białą kość mężczyzny i omal nie zemdlał z wrażenia. Młodemu Morridańczykowi rósł co prawda na głowie potężny guz, ale pulsujący pod sklepieniem czaszki ból wydał mu się znienacka niczym w porównaniu z cierpieniem Phineasa.

Pozostałym najmitom niczego nie trzeba było powtarzać. W przesyconej potwornym fetorem śmierci pieczarze wszyscy czuli się okropnie, chociaż usiłowali ten głęboki lęk i odrazę ukrywać pod maskami pozornego rozluźnienia. Deegan podniósł na nogi Phineasa, wsparł go na swoim ramieniu.

- Tak po prawdzie, to zdało by się trupa spalić – furman wskazał dłonią zwłoki nekromanty – Inaczej nigdy nie będziemy mieli pewności, że ten pogański pies nie powróci między żywych. Ale nie ma ku temu czasu ani sposobności. Po powrocie do Fharinu trzeba będzie powiadomić kapłanów spod św. Corbena, może wyślą tu kogoś, żeby pobłogosławił to splugawione miejsce.

Deegan pomaga Phineasowi. Kto niesie Arlanda – potrzeba co najmniej dwóch chętnych? Jakie środki ostrożności zachowują pozostali? Jaki szyk przyjmujecie?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 11:48, 16 Gru 2007
Kargan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Twierdza Wroclaw





Dragan od dłuższej chwili obserwował próbującego oczyścić pobieżnie z krwi kolczugę Falchiego. Ordyjczyk zawinął zbroję w resztki swojego nadpalonego płaszcza, związał jego końce tworząc podręczny tobołek. Idriański nóż wrzucił do środka wraz z pochwą, po czym zawiesił ów bagaż na guzowatej głowicy maczugi, opartej wygodnie na ramieniu. Przygotowawszy się w ten sposób do drogi marynarz spojrzał raz jeszcze na stygnące ciało koczownika, schylił się na moment nad trupem zrywając mu coś z szyi.

- Jeśli ci się wydaje, Falchi, że cały łup zgarniesz sam, to się mylisz – w głosie Dragana nie było cienia przyjacielskiego tonu – Karki nadstawialiśmy tutaj wszyscy, choć nie wszyscy jednakowo.

Bliźniak odwrócił twarz w stronę nadchodzącego Dernavana, skinął mu głową.

- Pomożesz mi nieść brata? – zapytał znacznie łagodniejszym tonem.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 13:07, 16 Gru 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






- Niech ktoś weźmie tylną straż, ja będę szedł przodem – wtrącił naprędce Rutger, wyraźnie zaniepokojony perspektywą kolejnej sprzeczki pomiędzy Bradiganem i Degratą – Dragan, porozmawiamy o tym w wiosce, teraz przestańcie się wadzić.

Marcus Dernavan odpowiedział Draganowi kiwnięciem głowy zgadzając się pomóc przy niesieniu Arlanda, zmarszczył natomiast czoło słysząc propozycję Woodsa.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 13:08, 16 Gru 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- Moggs, bądź tak miły i prowadź z jedną lampą. Musimy się poruszać szybko, ale miejsce oczy otwarte. Woods zamyka pochód. Falchi, jeśli ci ten toboł skarbów za bardzo nie wadzi, pomóż Deeganowi przy Phineasie. Nie ma co czasu tracić, ruszajmy.

Czarownik wyjął ze swego plecaka ostatnią flaszkę z górniczym olejem, podpalił zrobiony z pasa materiału lont i cisnął butelkę na ciało Idrianina. Płyn rozlał się po trupie obejmując zwłoki skaczącymi coraz wyżej ognikami, w powietrzu – i tak już prawie niezdatnym do oddychania – rozszedł się wstrętny swąd palonego mięsa.

- To powinno w tej chwili wystarczyć. Zmówiłbym jeszcze modlitwę do Morrowa, ale to poganin i Pan jeden wie, jakimi plugawymi praktykami się w życiu skalał. Modlenie się za takiego jeszcze gotowe ściągnąć na mnie potępienie.

- Marcus ma rację – rzucił w stronę niezadowolonego Rutgera Deegan – Masz cięższą kuszę niż Moggs i obie ręce sprawne, a on nie. Jeśli co nas ścigać z dołu będzie, w tym chodniku zawsze tyłem możesz się cofać, a włócznią się zastawić, nic cię nie dopadnie. Na tylnej straży bardziej się sprawdzisz, wierzaj w me słowa.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 16:38, 16 Gru 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Odwrót dolnym tunelem zlał się armigerom w jeden ciąg rozmazanych obrazów: mroku, chybotliwego światła lamp, spoconych ludzkich twarzy. Kiedy mężczyźni wydostali się do wyrobiska będącego dwa dni wcześniej siedzibą bogrińskiego klanu, niemal wszyscy odetchnęli z ulgą. W bladej poświacie fosforyzujących grzybów nie czaił się żaden złowrogi kształt, pod ścianami nie przemykały ruchliwe drapieżne cienie.

- Dycha jeszcze? – Deegan obejrzał się nad ramieniem w stronę nieprzytomnego Arlanda, niesionego przez Dernavana i swego brata – Ten to ma pecha, dwa razy pod rząd tak ciężko oberwać. Raz się wyleczył, za drugim już nie...

Mężczyźni wdrapali się z trudem po osmolonym zboczu wiodącym na górną półkę wyrobiska, wlokąc z wysiłkiem rannych towarzyszy i oglądając się co chwila za siebie. Nie dostrzegali nigdzie śladu niebezpieczeństwa, ale wciąż nie pozwalali, aby opuściła ich czujność. Walka stoczona w najniższym wyrobisku wstrząsnęła nimi jeszcze mocniej niż zaciekłe starcie z bogrinami, bo mimo swego nieludzkiego okrucieństwa i brutalności mali drapieżcy wciąż pozostawali żywymi istotami, w przeciwieństwie do upiornych parodii życia służących wynaturzonym ambicjom Idrianina. Wydarzenia te najmniejsze piętno wywarły na Degracie, bo Ordyjczyk pływając na nękanych przez cryxiańskich piratów wodach Meridiusa musiał swoje w życiu zobaczyć i widok nieumarłych nie budził w nim aż tak wielkiej grozy jak w duszach bardziej religijnych Cygnarytów.

Droga przez górny chodnik również nie nastręczyła kłopotu ani zaskakujących niespodzianek. Mężczyźni dotarli do pierwszej groty, zdyszani, spoceni i potwornie zmęczeni, ale nie niepokojeni przez żadnego bogrińskiego marudera. Kiedy daleko przed sobą ujrzeli jasny słoneczny owal znaczący wylot korytarza, zwolnili w końcu kroku, oddychając z ulgą i opuszczając mimowolnie ściskaną przez całą drogę kurczowo broń.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 17:25, 16 Gru 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Moggs pierwszy wydostał się na świeże powietrze, zasłaniając momentalnie dłonią oczy. Słońce świeciło tak silnie, że przyzwyczajony już do ciemności górskich czeluści Morridańczyk jęknął mimowolnie z bólu, kompletnie oślepiony. Depczący mu po piętach towarzysze zareagowali w ten sam sposób, Dragan i Dernavan omal nie upuścili przy tym nieprzytomnego wciąż Arlanda.

Zimne górskie powietrze zdało się wszystkim prawdziwym nektarem, zachłysnęli się nim niczym tonący ludzie wyciągnięci w ostatniej chwili na powierzchnię wody, wciągając głębokie hausty w płuca i delektując się tym smakiem, odwracając przy tym twarze ku wylotowi chodnika, nie mogąc znieść oślepiającego blasku słońca.

- Stać, psie syny! – ryknął czyjś głos, twardy i pewny siebie – Rzucić broń!

- Dajcie pozór, jeden ma kuszę!

- Ty tam, z kuszą, nie próbuj się ruszać, bo życie postradasz!

Jakieś deklaracje, jakieś reakcje? (najlepiej przemyślane Laughing )


Ostatnio zmieniony przez Keth dnia Nie 17:26, 16 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 18:18, 16 Gru 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Starając się jak najmniej poruszać i mrugając rozpaczliwie oczami armigerzy odwrócili głowy w kierunku nieznajomych głosów, odzyskując powoli zdolność widzenia i dostrzegając kilkanaście ludzkich sylwetek otaczających wejście do kopalni. Znajdujący się najbliżej obcych Teofrey Moggs odrzucił trzymaną w dłoni kuszę tak szybko jakby znienacka odkrył, że ściska w ręku jadowitego węża. Reakcja Morridańczyka była zdecydowanie na miejscu, jeśli brało się pod uwagę fakt, że w jego głowę mierzyły co najmniej trzy wojskowe karabiny, a celujący z broni mężczyźni w mundurach królewskiej armii mieli zawzięte twarze i niebezpieczny błysk w oczach.

- To chyba oni, kapitanie Fenwick? – powiedział na poły pytającym tonem któryś z żołnierzy, odwracając głowę w kierunku stojącego obok oficera, ale nawet na moment nie opuszczając lufy wymierzonego w Degratę karabinu.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 18:37, 16 Gru 2007
Kargan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Twierdza Wroclaw





- Spokojnie, panowie żołnierze – podtrzymujący Arlanda Dragan starał się zachować przyjazny i spokojny ton głosu, ale pozostawał wyraźnie zdenerwowany. Wojskowi sprawiali wrażenie spiętych, ale pewnych siebie, więc w razie nieszczęśliwego nieporozumienia na pewno nie zawahaliby się przed zastrzeleniem grupki zakrwawionych i brudnych mężczyzn w podartych ubraniach: wypisz wymaluj złapanych na gorącym uczynku górskich grasantów.

- Właśnie stoczyliśmy ciężką walkę z człekiem odpowiedzialnym za śmierć górników, moich ziomków... – bliźniak przesunął wzrokiem po wojskowych, starając się zlokalizować wzrokiem ich dowódcę. Był to młody mężczyzna o twardych rysach twarzy, które mogły się podobać kobietom, noszący insygnia kapitana królewskiej armii. Stał w lekkim rozkroku, jedną dłoń opierając na rękojeści tkwiącego w pochwie u boku miecza, drugą zaś na wsuniętym w olstro pistolecie.

- W czym możemy panom żołnierzom pomóc? – zapytał jasnowłosy łowca skinąwszy oficerowi głową.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 2:51, 17 Gru 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






Rutger Woods – który opuścił sztolnię jako ostatni z armigerów – zaczął się przesuwać nieznacznymi krokami ku pobliskiej skałce, gotów za nią uskoczyć w chwili, gdyby któremuś z wojaków puściły nerwy. Zamiary Morridańczyka zostały z miejsca przejrzane przez mężczyznę z naszywkami sierżanta na rękawach munduru.

- Ty tam, w kapeluszu! Ani kroku dalej albo każę strzelać! I na ziemię z tą kuszą!
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 12:41, 17 Gru 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- To się jeszcze okaże – kapitan mówił z wyraźnym caspiańskim akcentem, co z miejsca pogłębiło niepokój niektórych najmitów. Pochodzący z południa kraju Caspianie, w przeważającej mierze ludzie majętni, dobrze wykształceni i wywodzący się z rodów o ugruntowanej pozycji społecznej, bywali często nietolerancyjni i uciążliwi dla mieszkańców odległych prowincji, na każdym kroku demonstrując swą rzekomą wyższość wobec ludzi, którzy nigdy w życiu nie mieli sposobności ujrzeć na własne oczy stolicy. Chociaż otoczenie arcydiuka, tworzone w głównej mierze przez rodowitych Midlunderów i Morridańczyków, zawzięcie zwalczało przejawy zbyt otwartej dyskryminacji swych rodaków, mieszkańcy północnych prowincji szybko nauczyli się, że dygnitarzom o caspiańskim pochodzeniu lepiej nie było wchodzić w drogę.

Problem ten dotyczył również wielu oficerów armii wywodzących się z południowych prowincji kraju, nader ochoczo demonstrujących niechęć do „zacofanych wieśniaków z północy”, wśród których przyszło im służyć.

- Rzekłbym, że pomoc wam raczej jest potrzebna – wzrok kapitana ciął armigerów niczym lodowaty nóż, zdając się wychwytywać każdy detal ich wyglądu i zachowania – A przyda się na pewno, jeśli ten wasz ziomek w kapeluszu nie usłucha sierżanta Donovana. Kapralu, dajcie no tu tego dzieciaka!

Przez grupę żołnierzy przepchnął się natychmiast jakiś malec, tkwiący dotąd w bezpiecznej odległości za ich plecami. Chłopiec, na oko dwunastolatek o usmarkanej buzi, wytrzeszczył oczy na widok nieprzytomnego Arlanda i złapał się z przerażenia za głowę.

- Moście panie, to oni! – krzyknął przelęknionym głosem – Pan Dragan i jego brat, jako żywo nieżywy! A te pany, to z nimi do kopalni poszły, pani Meara ich tam wysłała!

- Duff, syn kowala – Dragan odetchnął z ulgą na widok znajomej z osady twarzy - Dobrze cię widzieć.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 13:47, 17 Gru 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- Wielmożny panie – Marcus Dernavan postąpił krok do przodu zwracając na siebie uwagę oficera – Zechciej wybaczyć nieodpowiednie maniery, ale nasz towarzysz umierający jest i musi jak najszybciej trafić pod opiekę medyka w wiosce. Tam chętnie odpowiemy na wszystkie twe pytania, ale teraz zaklinam cię o pośpiech.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 14:57, 17 Gru 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Kapitan Fenwick okazał się żołnierzem czujnym i ostrożnym, ale nie paranoicznie podejrzliwym. Już same słowa wioskowego malca wystarczyły, by oficer ruchem dłoni nakazał swym ludziom opuścić broń, prośba Dernavana była w zasadzie zbędna.

- Sierżancie, dajcie tu czym prędzej czterech chłopaków, niech odbiorą im tego biedaka! – kapitan wskazał ręką Arlanda i czterech żołnierzy zawiesiło w mgnieniu oka karabiny na ramionach, nawet nie czekając na rozkaz sierżanta. Ująwszy nieprzytomnego bliźniaka za nogi i ręce ułożyli go na ziemi, czekając aż pracujący w pośpiechu wojak z naszywką medyka przygotuje polowe nosze.

Marcus Dernavan podszedł z miejsca do sanitariusza, szczerze zainteresowany jego ekwipunkiem, albowiem pierwszy raz w życiu Thurianin miał sposobność zobaczyć jak działają w praktyce nowoczesne wojskowe nosze, o których już wcześniej co nieco słyszał. Medyk zrzucił na ziemię swój plecak, po czym wyjął z niego dwa metalowe pręty o długości niecałego metra oraz płachtę zrolowanego ciasno materiału. Rozwinięty materiał okazał się kluczowym elementem noszy, o zszytych grubą dratwą krawędziach naznaczonych w regularnych odstępach metalowymi klamrami. Medyk położył rzekome pręty pośrodku przeciwległych krawędzi materiału, wzdłuż linii prostej wyznaczonej po obu stronach klamrami.

Magianik kiwnął z uznaniem głową, kiedy po naciśnięciu niewielkich guzików z prętów wysunęły się teleskopowe rurki, sprytnie dotąd schowane wewnątrz. Wyskakując pod wpływem sprężynowego mechanizmu rurki przeszły na wylot przez wszystkie klamry płachty, wieńcząc w ciągu sekundy dzieło sanitariusza.

- Niesamowite – skomentował Marcus Dernavan – Ile to trwało? Sześć, siedem uderzeń serca? Nosze gotowe do użytku w tak krótkim czasie, a przy tym tak poręczne w transporcie. Ile tego da się wcisnąć do jednego plecaka, żołnierzu?

- Różnie – pokiwał głową medyk podnosząc się z klęczek i pozwalając, by jego koledzy złożyli Arlanda na płachcie – Na codzień noszę sześć, ale od biedy można i dwanaście zapakować, jak się wywali racje żywnościowe i część amunicji.

- Ten, kto je opatentował, do końca życia nie musi się troskać, co dzieciakom do gęby włożyć – dodał kapitan Fenwick – Podobno to jakiś wynalazca z Unii Żelaza i Stali z Merciru, ludzie powiadają. Na tyłku teraz siedzi i kasę trzepie, a armia tysiącami te nosze zamawia, bo stare w niczym się z nimi równać nie mogą. Dalej, ludzie, szybko z tym nieszczęśnikiem do osady, na miejscu się zobaczy, czy aby warto ten bełt mu wyciągać.

Czwórka żołnierzy natychmiast zaczęła schodzić w stronę parowu biegnącego ku przełęczy, ostrożnie stawiając kroki, by nadmiernymi wstrząsami nie pogorszyć stanu Arlanda. Dwóch innych wojskowych przejęło opiekę nad Phineasem, ujmując go z obu stron pod pachy i wiodąc równie ostrożnie za noszami.

- Ciężką mieliście przeprawę, zaraz to widać – oficer odwrócił się w stronę pozostałych armigerów – Coście za jedni, jeśli wolno mi spytać?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 15:16, 17 Gru 2007
Kargan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Twierdza Wroclaw





- Powitać, panie kapitanie – Dragan odprężył się zauważalnie, w jego głosie dźwięczała teraz nuta pełnego ciekawości zdziwienia – Nazywam się Dragan Bradigan, mieszkam w osadzie. Ten na noszach to mój brat – spojrzenie bliźniaka pobiegło przez chwilę w ślad za oddalającymi się żołnierzami, po chwili spoczęło jednak ponownie na twarzy oficera – Moi kompani eskortowali transport z towarami dla naszej wioski. Cóż w tej okolicy robi oddział wojska? Ostatni raz widziałem tutaj kogoś z armii... będzie ze dwa lata temu? Paru żołnierzy pilnowało wtedy poborcy podatkowego, który u nas spis mieszkańców robił.

- A to akuratnie czysty przypadek, żeśmy tu trafili – odrzekł oficer – Byliśmy na patrolu wzdłuż Traktu Kupieckiego, kiedy moi zwiadowcy złapali jakiegoś włóczęgę, zarośniętego jak niedźwiedź Midlundera. Od razu w oczy się rzucił, bo wyglądał okropnie, jakby go piorun poraził. Cały poparzony, skóra mu miejscami całkiem złaziła. W górach bandyci to nie rzadkość, a on w kolczudze i pod mieczem był, więc go na spytki wziąłem, któż ów i czego w okolicy szuka. Najpierw kręcił coś, ale jak zobaczył, żem poważnie gotów go w łyki wziąść, wyznał, że z Przełęczy Duvika wraca i że go jacyś zbóje magicznymi mocami potraktowali, spalić chcieli żywcem. Wsadziłem biedaka na wóz w pierwszej napotkanej karawanie i pojechał do Fharinu, a ja pociągnąłem szlakiem w góry, śladem tych zbójów. Tak żeśmy do wioski trafili, inaczej pewnie bym nawet nie wiedział, gdzie ta osada stoi.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 15:17, 17 Gru 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





- Zostaliśmy najęci przez Kompanię Przewoźniczą w Fharinie, aby przypilnować transportu sprzętu górniczego do osady – wyjaśnił magianik kłaniając się nieznacznie, zgodnie ze zwyczajem południowców – Zwę się Marcus Dernavan, pochodzę z Królewskich Winnic.

- Retho Fenwick, kapitan królewskiej armii, obecnie z Fortu Falk – skinął w odpowiedzi głową oficer.

- Po przyjeździe na miejsce wieści nas doszły, że ktoś pewnikiem wymordował tutejszych górników – ciągnął wyjaśnienia Thurianin – Zajęliśmy się tą sprawą, nie tylko przez wzgląd na dobro naszego klienta, ale i w trosce o miejscowych. Okazało się, że wina za śmierć tych nieszczęśników spada na bogrińską bandę i nekromantę – Dernavan splunął na ziemię z wyraźnym wstrętem, grymas odrazy pojawił się zresztą od razu i na twarzy kapitana – Usunęliśmy te zagrożenie, lecz niestety za późno dla górników.

- Nekromanta! – wyrzucił z siebie oficer – Niesłychana w tej okolicy sprawa, rzeknę wam szczerze. Pewni jesteście, że ducha na dobre wyzionął?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 16:39, 17 Gru 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






- Musiałby umieć podźwignąć się z popiołów – rzekł Rutger Woods – Spaliliśmy jego truchło na dnie jaskini. Nie widzę jednak przeszkód, aby pańscy chłopcy poszli sprawdzić, czy aby przypadkiem nie ożył – w głosie morridańskiego myśliwego pobrzmiewała lekka kpina i z miejsca stało się oczywiste, że ton ów wcale nie przypadł kapitanowi do gustu.

- Wy Morridańczycy... – ściągnął usta oficer – Krótko na północy służę, ale powiem szczerze, że jednego się już zdążyłem nauczyć. Może i umiecie po puszczy łazić, a nie dziwota to, skoro się w lesie rodzicie, ale pilnować was cały czas trzeba, bo ciągiem któryś albo coś zapomni albo na opak zrobi. Skoro się bliżej nie znamy, szanowny panie z imienia mi obcy, wolę dla własnego bezpieczeństwa pewne rzeczy sprawdzać, nawet jeślim gotowy urazić przez to szanownego pana dumę.

Przyjazny wyraz twarzy oficera zniknął w mgnieniu chwili i widać było gołym okiem, że to akurat Fenwick poczuł się kpiarskimi słowami Woodsa urażony.
Zobacz profil autora
W górach Wyrmwallu
Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 36 z 41  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 35, 36, 37 ... 39, 40, 41  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin