|
|
|
Wysłany: Pią 18:11, 16 Lis 2007 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
- A co ci przeszkadza, że inni gadają? – mruknął Phineas w stronę Woodsa – Że ci te sucze syny naderwały ucho, nie znaczy, że innym słuchanie przeszkadza. A co z Marcusem, sam chętnie bym się dowiedział. Wiem tyle, co i wy, wszyscy widzieliśmy jak bliźniacy zaciągnęli go do chatki znachorki. Bardzo z nim ciężko było, ale myślę, że gdyby ducha wyzionął, toby nam już o tym powiedzieli – furman zamyślił się na chwilę, po chwili na jego ustach pojawił się zagadkowy uśmieszek - Powiem wam, że ten Dernavan mnie szczerze zadziwił. Kto by pomyślał, że to taki wprawny magik jest, psia krew. Wcale mi na takiego nie wyglądał na początku. Aż mnie od środka ciekawość zżera jak on to robi.
- Ja tam wcale ciekawy nie jestem - burknął pretensjonalnie Anselm. Deegan skrzywił się słysząc cierpki ton woźnicy, przewrócił teatralnie oczami.
- Coś w tym jest, co mówisz, bracie - chrząknął Moggs - I trza na niego dobrze zważać, bo niejedną przykrą sztuczkę ma w zanadrzu. Widziałem okropne rzeczy, które wyczyniał tymi swoimi czarami w kopalni, okropne, iście pogańskie.
- Jakie ? - Anselm pochylił się w krześle, wpił pełne napięcia oczy w twarz Morridańczyka.
- Bogrin na niego skoczył, wielki i wypasiony, a w każdej łapie miał po wielgachnym tasaku. Ja bym chyba na miejscu na palpitacje serca padł na ten widok, a on nic. Twarz kamienna, usta zaciśnięte. Zaczął rękami machać... o tak, a potem chyba jakoś tak... i bach! - większość obecnych w pokoju mężczyzn mimowolnie drgnęła słysząc okrzyk Morridańczyka.
- I co?! - Anselm omal nie podniósł się z krzesła z wrażenia.
- Miał ci ten bogrin między nogami kutasika tak wielkiego jak łokieć Phineasa, powiadam wam. A jak Marcus wyrzekł te pogańskie zaklęcie, to mu się ptaszek zaczął kurczyć i kurczyć i zniknął! Bluźniercza magia, powiadam wam! - ktoś zaczął chichotać z boku, ale Moggs nadal utrzymywał śmiertelną powagę na twarzy - Trza na niego zważać, bo jeszcze usłyszy jak ktoś o nim źle gada i bach! Babę z takiego biedaka zrobi.
Deegan i Phineas parsknęli donośnie, dołączyli do nich inni najmici. Anselm poczerwieniał gwałtownie, otworzył usta parę razy jak ryba, pokręcił głową.
- Nic tylko krotochwile we łbie, nic więcej - parsknął z dezaprobatą.
- Dajcie spokój człowiekowi - machnął ręką Deegan - Gdyby nie te sztuczki z magicznymi światełkami i rykami, wszyscy moglibyśmy już nie żyć, sporo dzięki nim zyskaliśmy. A odwagi też mu nie można odmówić. Magowie się zazwyczaj do walki na pierwszej linii nie pchają, wolą z tyłu stać, a ten co zrobił ? Poszedł jak burza, ostro mieczem robił. Dajcie mu spokój.
- Damy, damy - uśmiechnął się pod nosem Moggs - A ja odżałować nie mogę, że my tam w tym wyrobisku pistoletów nie mieli. Już by bogrysy tak nie podskakiwały. Cały czas to w głowie widzę, jak na dłoni. Ten ichny herszt stoi na kamieniu i papla, a ja go na muszki biorę, po pistolecie w każdej ręce. On papla dalej, a ja trach! I leży tłuścioch i kwiczy, to mu jeszcze kolbą po łbie. Rozmarzyłem się, psiakrew.
Kolejne chichoty i śmiechy, szczere, pozbawione złośliwości czy politowania. Phineas przechylił się do tyłu, pchnął niechcący skrzydło okna, otworzył je nieznacznie. Z dworu dobiegł dźwięk żałobnej modlitwy, odmawianej w pobliskim budynku. Śmiechy najmitów umilkły natychmiast, zastąpione uczuciem skrępowania i zażenowania. W pokoju ponownie zapadła ciężka przejmująca cisza.
- Jutro zdecydujemy, co dalej - postanowił Deegan. Nikt nie zaoponował.
- Kładźmy się spać. Woods, dołóż jeszcze drew do kominka. |
|
|
|
|
|
Wysłany: Sob 12:34, 17 Lis 2007 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Przełęcz Duvika, 11 solesh 602 AR, poranek
Świt przyszedł wcześniej niż ludzie by sobie tego życzyli, wszyscy narzekali bowiem od chwili wstania z posłań, że nie zdołali się wyspać. Zmęczenie po pełnych grozy godzinach spędzonych w kopalni wciąż mężczyznom doskwierało, podobnie jak odniesione tam rany. Komuś wyraźnie śniły się w nocy koszmary, zresztą podkrążone oczy mieli wszyscy pospołu. W kominku wciąż się tliło, więc ziewający szeroko Rutger Woods poszturchał zawartość paleniska pogrzebaczem i dorzucił do ognia drew.
Zwinąwszy posłania najmici wyszeli nieśpiesznie na zewnątrz domu. Było przeraźliwie chłodno, tarcza wschodzącego słońca dopiero zaczynała wyłaniać się zza strzelistych turni Wyrmwallu. Pasma wilgotnej mgły oplatały lepkimi wstęgami niższe partie gór, nadając im zimnego i odstręczającego wyglądu.
Teofrey Moggs przeciągnął się z trzaskiem kości, obrzucił wzrokiem palisadę i tkwiących na niej w bezruchu zmarzniętych nastoletnich oszczepników, wspartych na swej broni i obserwujących okolicę osady.
Deegan wyciągnął ze studni kilka wiader wody, wlał ją do szerokiego żłoba i zaczął się myć. Reszta najemników poszła w jego ślady, parskając donośnie i szczękając zębami przy zanurzaniu rąk w lodowatej wodzie.
- Odwieczne pytanie wciąż pozostaje bez odpowiedzi – orzekł czyjś głos za ich plecami – Czy myć się w zimnej wodzie i umrzeć na zapalenie płuc, czy też nie myć się i odejść z tego padołu łez przez dur brzuszny?
Thuriański akcent w głosie człowieka był tak charakterystyczny, że wszyscy pojęli, z kim mają do czynienia, zanim jeszcze zdążyli odwrócić w jego stronę głowy.
Opatulony w ciepły płaszcz Marcus Dernavan uśmiechnął się szeroko na widok zaskoczonych towarzyszy, po czym skinął im na powitanie głową. Policzki miał zaczerwienione od zimna, a z ust unosiły mu się obłoczki pary, ale w oczach mężczyzny skrzył się żywy blask, który jawnie przeczył jego dramatycznemu stanowi sprzed nocy. |
|
|
|
|
Wysłany: Nie 11:29, 18 Lis 2007 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Śniadanie podane zostało chwilę później, przez wyraźnie zapłakane i pozbawione chęci do jakiejkolwiek konwersacji dziewczęta – te same, które najemnicy mieli sposobność poznać już wcześniej. Wszystkie trzy uczestniczyły bez wątpienia w nocnym czuwaniu przy zmarłych ziomkach, którzy byli nadto ich krewnymi. W izbie zapadła przygnębiająca atmosfera i nie uległ jej chyba tylko Falchi Degrata, gapiący się ostentacyjnie na jasnowłosą Desle.
Zjadłszy mleczną zupę mężczyźni wdali się w krótką dyskusję na temat powrotu do kopalni. Propozycja Phineasa i Deegana została odrzucona głosami reszty grupy, optującej za wykorzystaniem na odpoczynek pełnego okresu zawieszenia broni. Pozostawiając puste naczynia góralkom armigerzy wyszli ponownie z chaty naczelniczki.
Słońce stało już nieco wyżej, skrząc się w lodowych czapach pokrywających najwyższe szczyty masywu. Poranna mgła zdążyła zniknąć, odsłaniając nagie skaliste turnie, tylko gdzieniegdzie upstrzone plamami porostów lub kępkami niewielkich powykręcanych wiatrem drzewek. Gdzieś w górze niosły się ostre pokrzykiwania górskich ptaków.
- Co teraz robimy? – zapytał Phineas.
- Wyładujmy towar – zaproponował Deegan – Coś trzeba zdziałać, inaczej chyba tu oszaleję. Ładunek i tak musimy zostawić w osadzie, to przenieśmy skrzynie już dzisiaj do magazynu. Kto pomoże?
Anselm skinął głową w geście aprobaty, Degrata natomiast parsknął pobłażliwym śmiechem.
- Kompania płaci mi za eskortę, nie za targanie skrzyń. Eskortowałem was na miejsce i będę was chronił w drodze powrotnej, ale chyba macie mnie za głupka, jeśli myślicie, że będę tachał to żelastwo! To tak jakby mnie ktoś za bosmana na służbę zaciągnął, a potem kazał pokład szorować i zęzy czyścić. Już wolę pomóc miejscowym panienkom doić kozy!
Teofrey Moggs postąpił krok do przodu, chcąc widać zdławić w zarodku rodzącą się sprzeczkę.
- Ja wam pomogę na miarę swych możliwości – zaoferował się unosząc jednocześnie swą założoną na temblak rękę.
- Nie najlepszy pomysł – wtrącił Marcus Dernavan – Bardziej im będziesz przeszkadzał niż pożytku przyniesiesz. Chodź ze mną, obejdziemy warty na częstokole. Młodzików trzeba na duchu podnieść, pokrzepić kilkoma dobrymi słowami. Sam widzisz jak wszyscy są przybici tym, co się tutaj wydarzyło.
Trzej furmani odwrócili się z wyraźnym niezadowoleniem od swych towarzyszy podróży, poszli sami w stronę magazynu rozmawiając między sobą półgłosem. Rutger Woods poprawił swój kapelusz, zaczął się rozglądać wokół szukając czegoś wzrokiem.
Falchi Degrata postąpił krok do przodu jakby chciał dołączyć do Dernavana i Moggsa, ale thuriański czarownik poprosił go ruchem dłoni o pozostanie w miejscu.
- Racz wybaczyć, Falchi, ale muszę porozmawiać z Teofreyem w cztery oczy. Nie miej urazy, to pewna prywatna sprawa. |
|
|
|
|
Wysłany: Pon 15:35, 19 Lis 2007 |
|
|
Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Rozmowa Dernavana z Moggsem nieco się przeciągnęła, trwała prawie godzinę. Budujący prowizoryczną suszarnię Woods obserwował kątem oka idących wzdłuż ogrodzenia mężczyzn. Chociaż obaj wymieniali sporadycznie uwagi z małoletnimi wartownikami, bardziej zdawał się pochłaniać ich jakiś inny temat, budzący ożywioną dyskusję. Rutger znajdował się zbyt daleko towarzyszy, by usłyszeć ich głos, ale dałby głowę, że oglądali coś razem obracając w rękach niewielki przedmiot mogący być dla zwiadowcy w zasadzie wszystkim pomiędzy kostką mysła i mieszkiem monet. Znudziwszy się jałowymi dywagacjami na temat sedna tej rozmowy Morridańczyk rozsypał liście po płachcie materiału, zyskał pewność, że wszystkie wystawione są na działanie słonecznych promieni, a potem ruszył na poszukiwanie wnuków Aideen Bradigan. Potrzebował pewnych informacji na temat lokalnej fauny i flory, a zakładał, że ci właśnie osobnicy będą dysponowali odpowiednią wiedzą.
Odstawszy swoje przed zamkniętymi drzwiami chatki tropiciel poczuł wpierw głębokie rozczarowanie: wsparta na kiju staruszka oznajmiła mężczyźnie, że obaj jej wychowankowie wyszli o świcie poza osadę i nie wrócą przed upolowaniem czegoś odpowiedniego na rosół. Zły humor Morridańczyka poprawił się jednak natychmiast, kiedy w przypływie łaskawości zielarka zaprosiła go do wnętrza chaty, gotowa porozmawiać na interesujący najemnika temat.
Pozostawiony samemu sobie Falchi Degrata postał jeszcze chwilę przed domem naczelniczki, spozierając to na pracujących przy magazynie furmanów, to na oddalających się coraz bardziej Dernavana i Moggsa. Fuknąwszy po kilku minutach z irytacją Ordyjczyk przepadł gdzieś bez śladu, najpewniej szukając okazji do konwersacji z jakąś wioskową ślicznotką.
W osadzie panował pełen rozpaczy i melancholii spokój – gdzieniegdzie kręciły się dzieci, dorosłych natomiast prawie nie było widać. Kilka kobiet karmiło kozy i drób, kilka innych prało ubrania w potoku, reszta albo kryła się w domach albo wciąż czuwała przy ciałach zmarłych górników. |
|
|
|
|