RPG online

Gry fabularne online

Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms -> W górach Wyrmwallu Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 39, 40, 41  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
PostWysłany: Śro 20:17, 07 Lis 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Urbik napisał:
(...)Szybko urwał kawałek i tak już dość podartej koszuli i obwinął ją wokół szyi Dernavana (...)
Gdybym był przytomny byłbym przerażony. Mam dziurę w trzewiach, a tu jeszcze chcą mnie udusić!!!

Boski komentarz Laughing
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 22:01, 07 Lis 2007
Urbik
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 268
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice





Hehehe, przyznam, że mój pomysł było dosyć...pochopny Wink Ludzie ,ja jestem dopiero na pierwszym roku medycyny, nie wiem jak się tamuje taki krwotok Very Happy Ewentualnie tamuję ranę paclami i zwiniętą szmatką, tak jak w Pearl Harbor Wink

Edit 2: Czekaj, czekaj - to ty nie masz też dziury w szyi przypadkiem?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 22:27, 07 Lis 2007
Krisu
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Cytat:
(...)rozciął mu grotem skórę na boku szyi, naderwał chrząstkę uszu.(...)

Mam zadrapanie i naderwane ucho. No chyba Że GM stwierdzi inaczej.

Ekhem...a jako mod proponuję zakończyć już ten offtop bo zaburzamy tę wyniosła chwilę, w której dogorywa biedny Marcus zamieniając jego śmierć w farsę.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Śro 23:07, 07 Lis 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





- Odłóż łuk Arland. - ostrym głosem rzekł Degrata. - Reszta zająć się rannymi i nie odzywać się. Nie trza nam tu więcej siekaniny.

Miał nadzieję, że Phineas i reszta przestaną się wtrącać do rozmowy. Ich głupie gadanie mogło tylko sprowokować herszta do wydania rozkazu rzezi.

- Nie ma sensu prowadzić dalszą walkę. - Zwrócił się do bogrina. - Możemy rozejść się w pokoju. Zależy nam na powstrzymaniu tej choroby. Ty i twoje plemię również chcecie żyć wolni od tej plagi.

Ordyjczyk zamilkł na chwilę. Marcus mógł w każdej chwili wyzionąć ducha, Moggs był ranny... Kończyły im się siły do walki.

- Czego chcecie? - odezwał się ponownie do szefa bogrinów. - Pomóż nam zwalczyć źródło tej choroby a mieszkańcy wioski dadzą wam co tylko będziecie chcieli.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 0:00, 08 Lis 2007
Xeratus
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Arland opuścił łuk.
- Moggsie nie jestem w stanie pomóc Marcusowi. Brat masz coś od babki?


Edit: Brat rozpaczliwie przeszukuje kieszenie i czeka na decyzje.. Mistrza Gry Wink
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 12:10, 08 Lis 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






Podchodzę do Marcusa i przyciskam dłonie do rany, zerkając nerwowo na Arlanda.

Sorki za nieobecność, ale zawaliło mnie robotą, a do tego mądrale w robocie wysadziły w powietrze dostęp do netu :S
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 13:56, 08 Lis 2007
Xeratus
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





-Dłonie nic nie pomogą, trzeba ucisnąć rany czystą tkaniną inaczej wda się jakieś paskudztwo. Ktoś ma siarkę?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 14:45, 08 Lis 2007
Xathloc
Gracz stażysta
 
Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów






- Wybacz, ale kufry z czystą bielizną przybędą dopiero za chwilę. Służba coś dziś leniwa - rzucił Woods
- Można albo ucisnąć ranę i mieć nadzieję, że zaraz ją oczyścimy albo dać mu się wykrwawić - dodał
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 18:15, 08 Lis 2007
Xeratus
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław





Arland wstał od ciała Marcusa. Nic nie powiedział. Odszedł na skraj skarpy i słuchał.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Czw 19:20, 08 Lis 2007
Kargan
Elokwentny gracz
 
Dołączył: 11 Wrz 2007
Posty: 1169
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Twierdza Wroclaw





- Nie brat. Niczego ze sobą nie mam - Dragan spojrzał nieco bezradnie na Arlanda - chyba trzeba go będzie zabrać do wioski. Inaczej umrze.

Dragan popatrzył po twarzach pozostałych oczekując deklaracji.

- Chyba że... - Dragan obejrzał się przez ramię - chyba, że te bogriny mają jakiegoś uzdrowiciela ? Chociaż ja bym im tam nie ufał...
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 10:36, 10 Lis 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





- Odłóż łuk, Arland – rzekł nie znoszącym sprzeciwu tonem Degrata - Reszta zająć się rannymi i nie odzywać się. Nie trza nam tu więcej siekaniny.

Ordyjczyk miał nadzieję, że Phineas i inni rozgorączkowani kompani przestaną się wtrącać do rozmowy, bo ich prowokacyjna konwersacja mogła w każdej chwili sprowokować bogrińskiego herszta do wydania rozkazu rzezi. Ku skrytej uldze marynarza wojowniczy bliźniak usłuchał polecenia, razem z Moggsem i Woodsem zajął się leżącym wciąż w bezruchu Dernavanem. Dragan opuścił co prawda swój łuk, ale wciąż trzymał naciągniętą cięciwę, asekurując swych towarzyszy.

- Nie ma sensu prowadzić dalszą walkę – Degrata zwrócił się do bogrina, drapiącego z rozdrażnieniem ranę postrzałową na barku - Możemy rozejść się w pokoju. Zależy nam na powstrzymaniu tej choroby. Ty i twoje plemię również chcecie żyć wolni od tej plagi.

Ordyjczyk zamilkł na chwilę analizując w myślach wyraźnie rozpaczliwą sytuację najemników. Marcus albo nie żył albo mógł w każdej chwili wyzionąć ducha, Moggs został zraniony tak nieszczęśliwie, że w zasadzie nie kwalifikował się do dalszej akcji... Ludziom kończyły im się siły do walki.

- Czego chcecie? - odezwał się ponownie do przywódcy bogrińskiej bandy - Pomóż nam zwalczyć źródło tej choroby, a mieszkańcy wioski dadzą wam, co tylko będziecie chcieli.

Dźwięk, który wydały z siebie bogriny był mieszaniną charkotu, pochrząkiwania i syków. Dopiero po kilku sekundach ludzie uświadomili sobie, że to śmiech, dziki i półzwierzęcy, ale i pełen ironicznego politowania. Śmiejący się herszt pokręcił przecząco głową.

- Pomusz ludzom? Topsze, że ja pół nerwys, pół żartys. Ja take żarty nawet lubyt. Aleć do rzecy. My was nie zabit i wy mne tera barzo dzienkowny. Wy szibko won, a my stąd idmy. Wy nas nie szukaty, to wam nici ne zrobym.

- Ja tej świni nie ufam. Zabijmy ich i wrzućmy trupy do tej dziury, gdzie niby coś siedzi, to się nażre - wycedził przez zaciśnięte zęby Phineas - Jak ich zostawimy przy życiu, to nas mogą w każdej chwili napaść znowu.

Większość z wciąż żywych bogrinów musiała znać choćby pobieżnie ludzką mowę, bo słysząc słowa furmana niemal wszystkie stwory zaczęły syczeć, warczeć i przewracać ślepiami.

- Ten pomysł z waszym pójściem sobie precz jest bardzo dobry - wycedził przez zęby Falchi Degrata. Ordyjski marynarz wyglądał strasznie, niczym upiór z morskich legend, niczym widmo z prawie już zapomnianych czasów jarzma Orgothów. Pokrywała go zakrzepła krew, własna i bogrińska, pełna wyżłobień po strużkach cieknącego po skórze potu. Mężczyzna dyszał ciężko, toporek trzymał kurczowo oburącz - My wyprujemy żyły temu, co tam siedzi, wy się stąd wyniesiecie, wszyscy będą szczęśliwi. Tylko jedno mam pytanie. Co to jest? Mówisz, że zabiera sobie umarłych? I że przynosi chorobę?

- Ne wem, ne widyłem - warknął niecierpliwie bogriński przywódca - Zbiera zabyte jak my ne widymy. Skąd chorawe, ne wem. Raz jedyn nasy wlazł do techo chodniaka i un cho złapal. Wrzescał jak odzierany ze szkory ludź, a potym wyleciała sztantąd jecho głowa, besz oczów i cała pochnecona. To my tam ne chodzyli, tylko unemu wrzucali te zabyte, co znalizm do chodniaka. A ten pewne żarł je, to ne musiał wyłazyc. To wszytko, co wem.

- Układ jest taki, nieludziu. My stąd teraz idziemy. Wy wrzucacie te ścierwa do chodnika - Phineas wskazał dłonią bogrińskie trupy - żeby to, co tam siedzi miało co żreć przez parę dni, a potem się wynosicie. My tu wracamy za dwa dni i zabijamy wszystko, na co natrafimy, więc lepiej, żeby was tu wtedy nie było.

- Dwa dni - powtórzył Deegan mierząc bogriny nienawistnym wzrokiem - Dwa dni, a potem wracamy i niech się wasze plugawe bóstwa nad wami zlitują.

- Tfa dny wytarcą - odparł herszt przestając się w końcu śmiać z naiwnej sugestii Degraty - Jesce dzis stąd idmy.

Jako, że rozmowa jest w zasadzie zakończona i warunki rozejmu znane, możecie rozpocząć procedurę ewakuacji na powierzchnię. Co istotne, bogrinom absolutnie nie wolno ufać, toteż poproszę o informację, jakie środku bezpieczeństwa zamierzacie zastosować i w jakim szyku się wycofać?
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 16:16, 10 Lis 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Degrata podniósł dzierżącą toporek dłoń do serca i skinął głową hersztowi. Bogrin nie zareagował na ten gest, pozostając obojętnym albo nie rozumiejąc jego znaczenia. Ordyjczyk cofnął się kilka kroków i zwrócił twarz w stronę towarzyszy.

- Wychodzimy. Moggs, idź przodem i oświetlaj drogę. Phineas, Deegan, weźmiecie Marcusa. Byle ostrożnie, może z niego życie nie ujdzie. Bliźniacy za wami, a ja zamykam. No, z życiem chłopy!

Czekając, aż Moggs poprowadzi kolumnę, a przy tym nie spuszczając wzroku z bogrinów marynarz podszedł do bliźniaków. Odwróciwszy się plecami do stworów zaczął rozmawiać cichym głosem z braćmi, wiedząc, że ci bez wahania zaczną szyć z łuków, jeśli znajdujący się za plecami drapieżcy poczynią jakiś zdradziecki ruch.

- Idźcie spokojnie, ale broń mieć w pogotowiu. Nie ufam tym czarcim synom. Jeśli coś się będzie święcić, to na moją komendę zaczynamy mordować i zapewniamy reszcie czas na bezpieczne dotarcie do wioski. Rozumiecie?

- Degrata, sam wiem, kiedy mam zabijać. Rozumiesz? Nie wydawaj mi nigdy więcej poleceń. My jesteśmy zawsze gotowi – warknął w odpowiedzi Arland, stając obok ładującego kuszę Rutgera Woodsa i napinając własny łuk. Chociaż łowca nie celował z broni w kierunku bogrinów, kilka z nich przezornie wsunęło się za stalagmity, równie nieufnie traktując ludzi jak ludzi ich.

- Masz jakiś problem dzieciaku? - Degrata stanął nos w nos z Arlandem przeszywając go groźnym wzrokiem - O mało nas przez ciebie nie usiekli, więc lepiej pilnuj swojego nosa i ruszaj naprzód.

Deegan westchnął znacząco wietrząc wiszącą w powietrzu konfrontację, Phineas pozwolił sobie rzucić pod nosem mało uprzejmy komentarz, w którym mruczał coś pospołu i o Ordyjczyku i o porywczym wnuku zielarki.

Podniesiony z ziemi Marcus Dernavan wciąż żył, chociaż krwawił z głębokiej rany na piersi; jasna krew pieniła mu się też na ustach, co jawnie dowodziło przebitego płuca. Moggs kręcił powątpiewająco głową widząc pytający wzrok towarzyszy, nie dając tym samym wielkiej nadziei na uratowanie ciężko rannego czarownika. Deegan i Phineas ujęli go pod ramiona, powlekli w górę chodnika poprzedzani przez dzierżącego łuczywo Morridańczyka. Jasnowłosi łowcy, Woods i Degrata cofali się ostrożnie tyłem, dopóki bogriny nie znikły im z oczu.

Górna grota była pusta i przeraźliwie cicha, w blasku płomieni majaczyły ciemne sylwetki martwych ciał, ludzkich i bogrińskich. Podtrzymujący Dernavana Phineas zwolnił kroku, obrócił głowę spoglądając w stronę zwłok górników.

- Co z nimi? - zapytał oddychając z wysiłkiem - Musimy ich zabrać ze sobą.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 17:01, 10 Lis 2007
Radziu
Gracz oszczędny w słowach
 
Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna





- Cóż, dla mnie to obojętne, co z nimi zrobimy - odezwał się Ordyjczyk. Droga z dolnego poziomu na górny kopalni minęła spokojnie, a najemnicy nie zauważyli, by bogriny podejmowały jakiekolwiek agresywne zagrywki. Marynarz wciąż obawiał się w duchu, że jego grupa może zostać zaatakowana na świeżym powietrzu, w drodze przez góry, a wówczas dodatkowe obciążenie w postaci ludzkich zwłok mogło jedynie zawadzać.

- Jeśli tak wam zależy to zabierzmy ich stąd i pochowajmy przed kopalnią. Wy z Marcusem pójdziecie dalej, a reszta usypie im z kamieni zgrabny kopczyk.

- Rozum ci odjęło? – wykrztusił po chwili wyraźnie wstrząśnięty Phineas – Ty nam tutaj waszych zwyczajów z Ordu nie wciskaj, bośmy cywilizowani ludzie. U nas się zmarłych w poświęconej ziemi chowa, nie na bezdrożu. Potem się z takich praktyk uroczyska robią, upiorzyce i inne zmory bezbożne, a każdy człek uczony wie, że upiorów i zmorów trzeba się wystrzegać jak ognia.

- Sami chyba nie damy rady - odrzekł powątpiewającym tonem Moggs. Morridańczyk uniósł wyżej pochodnię, rozświetlił ciemności - Ilu ich tutaj leży, trzech?

- No, tylu uniesiemy - chrząknął nadal oburzony Phineas - Tego wózka tam nie da się zabrać? Wygląda na dość poręczny, by go przetaszczyć ścieżką.

- Myślę, że sprawa ugadana – wlokący nieprzytomnego Marcusa Deegan oglądał się cały czas za siebie, w stronę korytarza wiodącego ku położonemu niżej wyrobisku - Bierzmy wózek i ładujmy te ciała do środka.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Sob 19:26, 10 Lis 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Przełęcz Duvika, 10 solesh 602 AR

Droga powrotna do osady okazała się zarówno fizycznie męcząca jak i nerwowa. Moggs i Dragan pchali załadowany ciałami górników wózek na zmiany, Phineas ciągnął całą drogę za dyszel, dysząc ciężko, ale odmawiając uparcie zmiany. Można wręcz było odnieść wrażenie, że mężczyzna wziął sobie za punkt honoru odstawienie zwłok Luana Aghamore do domu. Przełęcz skąpana była w promieniach stojącego wysoko słońca - minęło dopiero popołudnie, chociaż przebywający kilka godzin w trzewiach gór najmici mogliby przysiąc, że spędzili w górniczych chodnikach całą wieczność. Woods i Deegan wlekli chwyconego pod ramiona Dernavana, odzyskującego sporadycznie przytomność i krztuszącego się krwią. Nikt nie zaproponował, by czarownika złożyć do wózka razem z trupami – jakby sam ów pomysł mógł go w jakiś sposób skazać na niechybną śmierć.

Chociaż odwrót w górę kopalni był pośpieszny i pełen nerwowej podejrzliwości, wbrew obawom armigerów bogriny nie podjęły pościgu za ludźmi, nie posunęły się też do żadnych innych aktów agresji ograniczając się do odprowadzenia mężczyzn pełnymi rozczarowania głodnymi spojrzeniami.

Wózek podskakiwał na stromej ścieżce, koła klinowały się co chwila pomiędzy kamieniami. Phineas klął i sapał, ale się nie poddawał. Martwa ręka młodego górnika zwisała ku ziemi uderzając co chwila w burtę pojazdu w upiornej imitacji życia. Wszyscy mężczyźni uparcie omijali wzrokiem zamglone oczy trójki zamordowanych osadników, odwracali od nich twarze. Nikt nic nie mówił, bo też niewiele można było rzec - misja odnalezienia zaginionych górników okazała się fiaskiem mimo szczerych wysiłków najmitów i chyba każdy z nich prosił w myślach Morrowa, aby to nie on miał się okazać posłańcem, który przekaże złe wieści mieszkańcom osady.

Pierwsi kolumnę wlokących się sylwetek dostrzegli dwaj chłopcy stojący na ostrokole wioski. Cisnęli pod nogi oszczepy i rzucili się co sił do bramy, wywołując jednocześnie pełnymi napięcia okrzykami przebywających w domach osadników. Gromadka kobiet i dzieci zaczęła zbiegać się pod otwartą szeroko furtę, wstrzymując oddechy i mierząc pełnym przerażenia wzrokiem zakrwawione sylwetki najmitów. Kiedy wózek przetoczony został z wysiłkiem przez bramę, ktoś dostrzegł w końcu nieszczęsny ładunek. W powietrze wzbił się kobiecy krzyk bezbrzeżnej rozpaczy, dołączyły do niego płacze i zawodzenia. Zmęczeni ponad ludzką miarę najmici odsunęli się bez słowa w bok, ciężkim krokiem podążyli ku domowi Meary Aghamore, mijani i potrącani przez zbiegających się wciąż ludzi.

Żona naczelnika wioski stała na schodach domu, z przyłożonymi do otwartych ust dłońmi i pełnymi łez oczami. Widząc stojący przy bramie tłumek pojęła z miejsca, jakie wieści przynieśli agenci Kompanii. Tląca się w jej sercu nadzieja, podtrzymywana na przekór rozsądkowi, umacniana szeptanymi ustawicznie błagalnymi modlitwami, znienacka znikła zastąpiona potwornym bólem przeszywającym duszę niczym rozżarzone do białości ostrze. Ręce drżały jej spazmatycznie. Próbowała coś wykrztusić przez ściśnięte gardło, ale nie zdołała nawet szepnąć. Phineas ruszył w stronę kobiety, objął silnie, odsunął w bok. Reszta mężczyzn weszła czym prędzej do środka domostwa nie chcąc patrzeć na krępującą scenę.

Nad osadą zawisła aura śmierci, rozpaczy i cierpienia.
Zobacz profil autora
PostWysłany: Nie 10:56, 11 Lis 2007
Keth
Mistrz Gry
 
Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 4663
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nibylandia
Płeć: Mężczyzna





Przełęcz Duvika, 10 solesh 602 AR, wieczór

Tarcza słońca zaczęła znikać za ostrymi turniami Wyrmwallu, mrok zstępował w niższe partie gór obejmując masyw we władanie nocy. Pasma chmur przesłoniły mroczne przestworza rozmywając księżycowy blask. Gdzieś w oddali niosło się wilcze wycie, odpowiedziało mu pokrzykiwanie nocnego ptaka ruszającego na łowy.

Najmici siedzieli w pokoju gościnnym domu Aghamore, przy trzaskającym wesoło kominku. Rutger Woods wyciągnął się tuż przy palenisku, opatulił kocem, zamknął oczy pogrążony w pozornej drzemce, czasami tylko podnosząc nieświadomie dłoń ku zszytemu i obandażowanemu uchu. Anselm siedział na krześle obok Deegana, zdającemu mu obszerne sprawozdanie z zajścia w kopalni. Przed swym zniknięciem w chacie – gdzie wniesiono naprędce Marcusa Dernavana - Aideen Bradigan opatrzyła też Degratę, usadowionego wygodnie na wstawionym do pokoju łóżku. Phineas stał przy jednym z okien, z założonymi za plecy rękami, wpatrzony w mrok nocy i milczący od chwili kolacji. Noszący rękę na temblaku Teofrey Moggs czyścił swój nóż, przeciągając co chwila naoliwioną szmatką po lśniącym już czystością ostrzu. Trójka dziewcząt pomagających Mearze sprzątnęła naczynia ze stołu, po czym znikła błyskawicznie. Dragan i Arland Bradiganowie nie zjedli razem z najemnikami, zaraz po powrocie do osady przepadli gdzieś bez śladu, chociaż w opinii armigerów najpewniej zaszyli się w domu babki.

Meary Aghamore nie było w domu, razem z resztą mieszkańców wioski - z wyjątkiem kilku młokosów strzegących palisady - uczestniczyła w nocnym czuwaniu modlitewnym przy ciałach górników złożonych w największym magazynie osady. Osadnicy nie mieli własnego kapłana, ale zdecydowana ich większość wyznawała Morrowa, a dogmaty tej religii pozwalały w szczególnych okolicznościach poprowadzić wiernym ceremonie w zastępstwie kleryka.

OK, pobawmy się teraz w sól RPG-ów i pokonwersujmy trochę podsumowując zdarzenia z kopalni. Może ktoś chce kogoś pochwalić, a może kogoś skarcić? Jakieś wnioski, jakieś komentarze na temat zastosowanych taktyk? Wczujcie się w swoje role, wyobraźcie ten pokój i pogadajcie. Ja w tym czasie będę miał czas na rozegranie pobocznych wątków dla braci-bliźniaków i czarownika.
Zobacz profil autora
W górach Wyrmwallu
Forum RPG online Strona Główna -> Iron Kingdoms
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 26 z 41  
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 39, 40, 41  Następny
  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin