Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/spacer.gif) |
![](http://picsrv.fora.pl/Aeolus/images/post_corner.gif) |
|
Marcus Dernavan podniósł z ziemi łuczywo i zaczął krążyć wolnym krokiem po pobojowisku w poszukiwaniu swojej broni.
- Dajcie sobie spokój z trollem - rzekł zmęczonym głosem - To był wybieg tylko, coby wroga przestraszyć.
Oczy Thurianina wychwyciły błysk oświetlonego pochodnią metalu, mężczyzna podniósł swoje ostrze wycierając zbroczoną klingę w truchło dymiącego wciąż bogrina, po czym wsunął je w przytroczoną do pasa pochwę. Smród spalonego mięsa był tak silny, że wywoływał u czarownika odruch wymiotny.
Rutger Woods wziął przykład z Moggsa, odciął nożem kawałek własnego płaszcza, przewiązał nim sobie głowę posykując z bólu promieniującego w przyciśniętym opaską uchu. Założywszy na głowę swój pognieciony kapelusz tropiciel odszukał leżącą wśród kamieni kuszę, naciągnął ją korbą i założył na leżysko nowy bełt. Zwróciwszy na siebie ruchem ręki uwagę Deegana Morridańczyk wskazał mu pulsujące słabym blaskiem źródło odległego światła gdzieś w głębi pieczary – miejsce, z którego wychynęły chwilę wcześniej zaalarmowane hałasem upadającego wózka bogriny.
- Phineasie, chyba nie masz racji, żeśmy wszystkich trupem położyli - orzekł płowowłosy furman kiwnąwszy Woodsowi głową na znak aprobaty – Mało ich jak na zwykły szczep. Tylko samce, wystarczy spojrzeć im między nogi, żeby się przekonać. To myśliwi albo strażnicy. Gdzieś tutaj musi siedzieć więcej tych suczych synów, jestem tego pewien. Zwykłym górnikom dali radę, bo co pomoże oskard albo łopata przeciwko takim psubratom, ale przyszła kryska na bogryska.
Siedzący na skraju wózka Teofrey Moggs poruszył ostrożnie lewą ręką. Ból w miejscu przebicia ciała był początkowo nie do zniesienia, ale zdawał się nieco ustępować wraz z malejącym krwotokiem. Morridańczyk schował za pas swój nóż, ujął mocniej kolczastą pałkę, po czym spojrzał w stronę Woodsa.
- Jak myślisz, Rutger – wycedził przez zaciśnięte zęby Teofrey – Czy bogriny mogły wykonać ten naszyjnik z palców? Jeśli nie... – Moggs urwał na chwilę, syknął boleśnie przyglądając się krwawiącej lekko ranie na udzie – Jeśli nie, to z czym nam tutaj przyjdzie jeszcze walczyć?
Morridański nożownik nie znał się zbytnio na dzikich bestiach i barbarzyńskich ludach zamieszkujących bardziej odludne zakątki Immorenu, był zadeklarowanym człowiekiem miasta czującym się najlepiej w ulicznym tłoku i gwarze tętniącej życiem metropolii. Z bogrinami spotkał się twarzą w twarz po raz pierwszy, choć miał już kiedyś sposobność widzieć rozpłatane okazy tych potworów przywożone przez myśliwych z polowań. Jeśli zaciekła walka stoczona w mroku groty miała być zaledwie wstępem do prawdziwej bitwy, chciał o tym wiedzieć i ufał, że wiedzy takiej mógł zasięgnąć właśnie od Rutgera Woodsa.
- Nie ma mowy, to niemożliwe. Dlatego trzeba sprawdzić co lub kto za tym stoi - odpowiedział zdecydowanym tonem Woods - Jak pamiętacie, byłem przeciwny przyłażeniu tutaj, ale skoro już jestem, nie zamierzam się przebijać znowu, kiedy stwierdzimy, że trzeba tu wrócić. Zbadajmy tę odnogę, a potem zdecydujemy co dalej.
Mimo bólu, zmęczenia i sporej dozy umiejętnie skrywanego, a przy tym całkiem usprawiedliwionego strachu przed kolejnymi ciemnymi zakamarkami kopali, Theofrey nie zamierzał zmieniać zdania co do swego udziału w podziemnej ekspedycji.
- Ruszajmy dalej. Nic tu po nas... – Morridańczyk urwał widząc wyłaniającego się z mroku pieczary Arlanda Bradigana. Młodzieniec był śmiertelnie blady, na jego czole lśniły krople potu świadczące o ogromnym wysiłku i zmęczeniu, ale szczerze wstrząśnięty swym odkryciem Moggs stwierdził z osłupieniem, iż oprócz rozpiętej szeroko, przesiąkniętej krwią kurtki jasnowłosy łowca nie miał na sobie żadnego śladu obrażeń. Widoczny spod nie do końca dobrze założonej koszuli brzuch młodzieńca znaczyły jedynie plamki brudu oraz coś, co w półmroku rozjaśnianym jedynie blaskiem łuczyw Morridańczyk mógł wziąć za niewielką bliznę.
Phineas i Deegan wymienili znaczące spojrzenia, ale nic nie odrzekli, na ich twarzach malował się wyraz pozornej obojętności – lecz właśnie ten brak zdecydowanej reakcji na stan chwilę wcześniej ciężko rannego Arlanda jawnie dowodził, że obaj furmani mieli na temat jasnowłosego łowcy wyjątkową opinię, którą nie zamierzali się najwyraźniej z nikim dzielić.
- Bądźcie ostrożni, pamiętajcie, że bogriny są mistrzami w zastawianiu pułapek - ostrzegł towarzyszy Woods, stojący plecami do bliźniaków i nieświadomy jeszcze pojawienia się Arlanda - Czasem zdarza się, że okazują poddaństwo trollkinom, a mając na uwadze ten trupi naszyjnik nasuwa mi się całkiem niemiłe skojarzenie - dodał po chwili namysłu tropiciel.
- Kto idzie? Czy wasze ciała są aż tak słabe? Czy wasza siła woli jest tak miałka, że zamierzacie wracać? – odezwał się Arland podnosząc z ziemi swoją owiniętą rzemieniem pałkę. Jeśli ktoś z armigerów jeszcze nie zauważył powrotu młodzieńca, teraz nie omieszkał zlustrować go zaskoczonym wzrokiem.
- Jeśli o słabość idzie, ty najgorzej z nas wszystkich wyglądasz – odpowiedział nieco cierpkim tonem Phineas – Bladyś jak nocna zmora, babka by chyba ręce załamała, gdyby cię teraz ujrzała. A co do bogrińskiego udziału w zrobieniu tego naszyjnika, moście panie Woods, nijak nie mogę się z wami zgodzić. Toż takie coś iście w naturze tych kurwich synów leży, bezbożnych nieludziów. Ja tam też żem słyszał o bogrińskich krilach, co razem z trollkinami chodziły, ale nigdy w górach, bo trolle tak wysokich gór nie lubią, już prędzej bym się tu ogrunów spodziewał. Ja tam w zakład mogę iść, że to wszystko od początku sprawka chędożonych bogrysów.
- Idziemy sprawdzić, skąd wylazły te psie syny? – odezwał się milczący dotąd Falchi Degrata, odpowiedział mu chór twierdzących pomruków.
Kiedy pierwsi armigerzy ruszyli ostrożnym krokiem w kierunku odległego źródła światła, Marcus Dernavan przystanął w tyle, zaczekał, aż obaj bliźniacy się do niego zbliżą.
- Czy wasza babka będąc zielarka nie nauczyła was może sztuki leczenia? – zapytał nieco podejrzliwym tonem Thurianin - A może dała jakieś eliksiry lub maści? – Dernavan zerknął wymownym wzrokiem na Arlanda - Bo nie sądzę, żebyś po prostu tak szybko regenerował swoje rany... chyba, że masz w żyłach domieszkę trollowej krwi. |
|