Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
- Chędożyć trolla! – krzyknął Marcus Dernavan – Sam się nim zajmę! Rżnąć to plugastwo!
Na tak krótkim dystansie i przy tej ciżbie nawet ślepiec nie zdołałby chybić. Kusza Rutgera Woodsa szczęknęła metalicznie, bełt śmignął w powietrzu wbijając się prosto w mostek wymachującego wielką lagą bogrina. Drapieżca poleciał do tyłu targnięty impetem pocisku, znikł pod stopami swych pobratymców. Jeden z nich zawrzasnął przeraźliwie potykając się o drgające ciało ziomka, sam upadł na dno jaskini deptany przez inne bogriny. Morridański tropiciel cisnął kuszą z całej siły w nadbiegające stwory nie patrząc nawet, czy kogoś trafił, wyszarpnął z pochwy długi myśliwski nóż, zmienił ustawienie stóp zapierając się mocniej o podłoże.
Ponad jego ramieniem przeleciała z suchym trzaskiem niewielka kula niebieskiego światła, uderzyła z niezwykłą szybkością w innego bogrina sypiąc na wszystkie strony niebieskimi iskrami. Sprawiający wrażenie większego od reszty ziomków drapieżca zaczął wrzeszczeć piskliwie, targany spazmami mięśni drgających w rytm energetycznych wyładowań tańczących łukami magicznej mocy po całym jego ciele. Marcus Dernavan opuścił dłoń wiedząc, że nie starczy mu już czasu na wystrzelenie drugiego pocisku, chwycił oburącz rękojeść swego miecza szykując się na nieuniknione starcie wręcz.
Zasłaniający częściowo Thurianina Falchi Degrata miał tylko ułamek chwili, by zamachnąć się trzymanym w jednej ręce toporkiem. Broń zafurkotała w powietrzu, ale miast uderzyć nadbiegającego bogrina ostrzem pomiędzy oczy, wyrżnęła go w czaszkę obuchem z taką siłą, że stwór z miejsca upuścił swój oszczep, przewrócił ślepiami i padł jak ścięty, rzężąc i podrygując konwulsyjnie. Ordyjczyk zerwał z bandoliera drugi nóż, podniósł obydwa ostrza w górę i zniknął w fali bogrińskich ciał.
Kilkanaście wrzeszczących gardłowo, piszczących lub prychających stworów zderzyło się z ludźmi dźgając na oślep prymitywnymi oszczepami, tłukąc pałkami i górniczymi narzędziami. Żywy mur utworzony przez Phineasa, Deegana, Degratę i Woodsa ledwie zdołał utrzymać napastników w miejscu, mężczyźni rozpaczliwie walczyli o utrzymanie równowagi. Marcus Dernavan dołączył do nich moment później wywijając mieczem, wzmocnił linię obrony. Ludzie tłukli na wszystkie strony jak oszalali, zarówno bronią jak i pochodniami, bogriny chwytały ich za ubrania i ręce, wieszały się na ciałach próbując gryźć w okolice gardeł, drapały po twarzach. Hałas towarzyszący tej konfrontacji zdawał się tak ogłuszający, że mężczyźni nie słyszeli własnych myśli.
Znajdujący się w tyle Arland, Dragan i Moggs uniknęli zderzenia z największą grupą bogrinów, ale kłopoty bynajmniej ich nie ominęły. Kilka stworów oderwało się od reszty hordy na dźwięku ryku trolla, popędziło bokiem pieczary zataczając szeroki łuk wokół ludzi. Odzyskawszy chęć walki na widok kotłujących się w zwarciu pobratymców, drapieżcy zawrócili i naparli na armigerów od tyłu. Arland powitał pierwszego z bogrinów, baryłkowatego stwora o wyjątkowo wielkich uszach, ciosem pałki tak silnym, że ugodzony w korpus napastnik poleciał stromym łukiem w powietrzu i grzmotnął o dno pieczary pośród dźwięku pękających kości. Dragan zamachnął się swoją pałką mierząc w uzbrojoną rękę innego bogrina, wytrącił mu uderzeniem nóż z palców, własnym ostrzem rozciął nieosłonięty niczym brzuch stwora wypruwając mu jednym pociągnięciem klingi wnętrzności. Dwa inne stwory opadły go w chwili, gdy próbował wyszarpnąć nóż z rany – jeden zaczął gryźć dzierżącą pałkę rękę jasnowłosego łowcy, drugi tłukł go po całym ciele pięściami. Osaczony przez bogriny Arland opędzał się szybkimi ruchami pałki, ale natrafił widać na zwinniejsze od reszty osobniki, bo powarkujące wściekle bogriny uskakiwały ustawicznie przed człowiekiem szachując go jednocześnie dzierżonymi w łapach ostrzami.
Marcus Dernavan cofnął się o krok do tyłu, nie chcąc przez przypadek zranić ciosem miecza walczącego w ciżbie ciał Ordyjczyka. Degrata sprawiał wrażenie opętanego, jego noże błyskały w chybotliwym świetle pochodni, mężczyzna uderzał na wszystkie strony łokciami i kopał z całej siły przeciwników. Czarownik wwidział śmigłe kształty bogrinów wymachujące bronią, zwierające się z przeraźliwym wrzaskiem z najemnikami, tańczące światła łuczyw. Mroczną przestrzeń pieczary przeszywały ludzkie krzyki, wrzask bogrinów, huk zderzających się ciał, szczęk metalu. Thurianin dostrzegł uskakującego pośpiesznie w bok Moggsa, widział jak nożownik zatrzymuje się niczym skamieniały stając oko w oko z dwoma bestyjkami, które wychynęły z ciemności pieczary zagradzając mu drogę.
Dernavan napiął mięśnie nóg zamierzając ruszyć Morridańczykowi z pomocą, ale w tym samym momencie tuż przed jego nosem pojawił się warczący niczym wściekły pies bogrin. Z paszczęki stwora kapała gęsta ślina, bursztynowe oczy płonęły mętnie w blasku łuczyw, pordzewiałe ostrze błyszczało ściskane w pazurzastej łapie. Potworek zawahał się na chwilę wpadając w oświetloną przestrzeń, przywarł do ziemi chcąc skoczyć człowiekowi do gardła. Dernavan zadziałał intuicyjnie, postąpił krok do przodu markując własną szarżę. Bogrin rozszerzył raptownie swe ślepia i otworzył szerzej paszczę, wyraźnie zdezorientowany ofensywnym ruchem człowieka. Kiedy przekręcał płaski łeb w bok strzygąc jednocześnie uszami, ostrze miecza trafiło go tuż poniżej prawego ucha, ześlizgnęło się ze zgrzytem po kości czaszki i wbiło głęboko w szyję. Bogrin zaskowyczał przeraźliwie, jego upiorny krzyk przeszedł z miejsca w charkot, bo ciemna krew zaczęła zalewać gardło potwora. Mały drapieżca upuścił swoją broń i przewrócił się na wygięty w kabłąk grzbiet wierzgając konwulsyjnie nogami.
Spocony z wrażenia Teofrey Moggs nie widział błysku thuriańskiego miecza, uwagę nożownika pochłaniały całkowicie dwa posykujące ostrzegawczo bogriny, zbliżające się drobnymi kroczkami w jego kierunku. Jeden ze stworów ściskał oburącz drewniany dziryt o żelaznym ostrzu, drugi wymachiwał niecierpliwie zębatym kordem. Obaj drapieżcy wpatrywali się głodnymi ślepiami w Moggsa, oblizując ruchliwymi jęzorami ostre jak igły zęby; poruszali się niczym polujące koty, ostrożnie, czujnie, gotowi natychmiast uskoczyć w razie zagrożenia. Wyższy z bogrinów, dzierżący kord osobnik o baryłkowatym torsie i wyjątkowo grubej kościanej narośli na łbie, otworzył szerzej paszczę, wydał z siebie rechotliwy dźwięk. |
|