Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
- Straż ! Wezwać straż ! - krzyknął ktoś w tłumie.
- Żadnej straży, niech się rżną ! - wrzasnął inny głos - Stawiam na niedźwiedzia !
- Schować broń ! Ostrza do pochew !
- Okradziono mnie ! Jakiś kurwi syn mnie okradł !
- Dziesięć koron na tego ze złamanym nosem !
- Gdzie moja sakiewka ?! Złodzieje ! - lamentował dalej nieszczęśnik, którego ktoś zdołał zręcznie uwolnić od mieszka.
Gospodarz przepchnął się przez krąg żądnych atrakcji widzów, uniósł groźnie okutą żelazem laskę. Po piętach deptał mu uzbrojony w podobny kij barman.
- Panowie zechcą schować broń ! - oświadczył nie cierpiącym sprzeciwu głosem właściciel karczmy - Nie trzeba nam tu waśni, bójek ani miejskiej straży. To lokal o dobrej reputacji i tak ma pozostać !
- Nie będzie żadnych waśni ani bójek, ręczę za to własną głową - pucołowaty mężczyzna wykazał się siłą fizyczną, o którą nikt go nawet nie posądzał, bo jednym pociągnięciem ręki osadził swego zdenerwowanego kompana z powrotem na ławie. Chociaż uśmiechał się na poły przyjaźnie, na poły przepraszająco, jego niebieskie oczy przesuwały się po postaciach najmitów uważnie i niejeden ze zmierzonych tym wzrokiem mężczyzn poczuł na plecach irracjonalne ciarki - Niechaj ci panowie pozostaną na swych miejscach, nikt im krzywdy nie wyrządzi. My i tak zamierzaliśmy opuścić ten lokal. Rachunek, mości gospodarzu.
Stara blizna szpecąca twarz nożownika poczerwieniała niczym świeża pręga po biczowaniu, a zaciśnięte z całej siły szczęki świadczyły o tym, że mężczyzna z największym trudem panuje nad swoimi nerwami. Obserwując go można było odnieść wrażenie, że gdyby nie milcząca perswazja niebieskookiego, nosacz rzuciłby się na Degratę bez chwili namysłu, gotów zewrzeć się nie tylko z Ordyjczykiem, ale i gotowymi mu pomóc kompanami. Człowiek o kruczych włosach sięgnął za pazuchę, wyciągnął garść monet i wcisnął je w dłoń wyraźnie rozczarowanego utratą klienta gospodarza. Właściciel karczmy zgiął się wpół widząc błysk złota, wymamrotał jakieś nieskładne przeprosiny zerkając jednocześnie z wyrzutem w kierunku najemników Kompanii. Niebieskooki uciął jego słowa krótkim gestem ręki, zaczął przepychać się przez wracających na swe miejsca gości zmierzając w stronę drzwi. Gwar ludzkich głosów powrócił do swego pierwotnego natężenia, instrumenty zaczęły przygrywać ponownie. Tego rodzaju sprzeczki i zatargi należały w lokalach Fharinu do codzienności, chociaż nie zawsze kończyły się w równie bezkrwawy sposób.
Najmici wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Morridańczyk wiedział doskonale, że reakcja rębajły najpewniej uratowała dopiero co podpisany kontrakt. Straż miejska i lokalne sądy słynęły z surowości wobec ludzi łamiących prawo, a okaleczenie kogoś za pomocą broni lub odebranie mu życia mogło oznaczać tylko jedno: ciężką chłostę, więzienie lub nawet karę śmierci. Gubernator wschodniego Midlundu Alain Runewood, lojalny wasal i zarazem bliski przyjaciel króla Leto, oraz przewodzący radzie miejskiej burmistrz Degar Villius nakazywali ścisłe stosowanie się do edyktów prawa karnego - był to jedyny skuteczny sposób utrzymania ładu i porządku w mieście zamieszkiwanym przez prawie dwieście tysięcy ludzi, tysiące gobberów i sporą kolonię krasnoludzkich rzemieślników. Runewood doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że największym zagrożeniem dla jego prowincji nie są sporadycznie pojawiający się na skraju Krwawych Pustkowi idriańscy koczownicy, tylko zeloci z Protektoratu Menotha, dokonujący regularnych ataków na cygnarskie patrole krążące wzdłuż Czarnej Rzeki i ustawicznie wystawiający na próbę czujność królewskich dowódców. Skoncentrowany na zewnętrznych zagrożeniach arcydiuk nie mógł pozwolić sobie na tolerowanie chaosu i bezprawia w murach własnej stolicy.
Atmosfera w lokalu zrobiła się nieco mniej przyjemna, dlatego sugerowałbym udanie się na spoczynek - po co włazić w oczy nieprzychylnie nastawionym miejscowym, z drugiej zaś strony, jutro trzeba wcześnie wstać, żeby zdążyć na odjazd konwoju. |
|