Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Baty strzeliły donośnie i kawalkada wozów potoczyła się po bruku zmierzając pod wskazany przez Rutgera Woodsa adres magazynu z żywnością. Na ulicach nie było dużego ruchu, toteż furmani mogli sobie pozwolić na nieco szybszą jazdę, ku zgorszeniu niektórych pasażerów, nie mogących się zdrzemnąć z powodu podskakujących na kostkach brukowych zaprzęgów. Nikt nie podnosił jednak głosu, pozwalając sobie co najwyżej na mamrotane pod nosami przekleństwa.
Magazyn był już otwarty, grupka ziewających szeroko młodzików zaczęła wystawiać na rampę budynku owinięte w szary papier i obwiązane sznurkiem paczki, obserwowana czujnym wzrokiem nadzorcy. Nadzorca ów zwrócił na siebie z miejsca uwagę braci Bradiganów, albowiem górale nie zdążyli poznać jeszcze wszystkich tajemnic kosmopolitycznego Fharinu i widok kierownika magazynu bezgranicznie ich zaskoczył.
A zaskoczenie owo brało się stąd, że nadzorca nie był człowiekiem. Siegający swym pomagierom zaledwie do pasa, ubrany w szytą na miarę kamizelkę kierownik okazał się gobberem – zwinnym stworkiem o okrągłej łysej czaszce, sterczących na boki nietoperzowatych uszach i bursztynowych ślepiach. Szeroka paszcza sprawiała mimowolne wrażenie, jakby jej posiadacz ustawicznie się z czegoś śmiał, wrażeniu temu przeczył jednak poważny wyraz ślepiów nadzorcy, śledzącego uważnie procedurę wydawania towaru i rozprawiającego przy tym chrapliwym głosem z Rutgerem Woodsem.
- Coraz więcej się tego tałatajstwa w miastach panoszy – mruknął cicho jeden ze zbieraczy, siedzący przy bliźniakach i widzący ich zainteresowanie gobberem – Nieludź jeden z drugim, gobrysy, trollaki i ogruny. Wszystkie do miast się pchają, robotę nam odbierają, nawet nam zaczynają kierowniczyć, tałatajstwo. A najgorsze to właśnie te gobbery, języka się uczą tak szybko, że to się wręcz w łepetynie nie mieści. Patrzajcie sami, panowie, na tego tam – zbieracz, starszy wiekiem mężczyzna o pooranej zmarszczkami twarzy i skrzywionym, wielokroć widać łamanym nosie, wskazał łokciem kierownika zmiany – Jak się puszy, nieludź jeden. Tylko dlatego, że normalny człowiek pisać i czytać nie umie, to mu takiej roboty nikt nie da, kupcy wolą ich brać na służbę, bo podobno ich dać się edykuować czy jakoś tam.. znaczy się, uczyć.
Bliźniacy nic nie odrzekli, wciąż nie spuszczając wzroku z dalekiego pobratymca górskich bogrinów, które nie tak dawno omal nie pozbawiły ich życia. Jeśli nawet gobber zauważył ich zainteresowanie, w niczym nie dał po sobie poznać, że robi to na nim jakiekolwiek wrażenie. Dopilnowawszy wydania wszystkich paczek, załadowanych następnie na furmanki przez zbieraczy, nadzorca wręczył Woodsowi jakiś papier, który ten po pobieżnej lekturze podpisał. Schyliwszy się nisko Morridańczyk uścisnął rękę – czy też raczej łapę – nadzorcy, po czym przeskoczył z rampy magazynu na kozioł pierwszego wozu. Deegan cmoknął na konie, smagnął ich zady lekko lejcami i zaprzęgi ruszyły wśród stukotu kopyt w dalszą drogę. |
|