Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Dla zobrazowania powagi sytuacji zapodaję wątek prywatny Dragana z opisem patrolu:
Dragan prześlizgnął się przez kępę wielkich paproci, wtopił w poszycie lasu. Przez chwilę spoglądał w milczeniu na kręcących się wokół wozów najmitów, ukryty przed ich wzrokiem za niskimi gałęziami drzew; potem odwrócił się na pięcie i zaczął schodzić w dół traktu. Szedł powolnymi, ostrożnymi krokami, często przystając i nasłuchując pilnie. Kilka razy spłoszył przy tym zająca, zaskoczonego nagłym pojawieniem się stąpającego cicho człowieka.
Chociaż Bradigan posłużył się polowaniem jako wymówką, nie zwrócił na uciekające zwierzaki większej uwagi, śledząc w zamian czujnym wzrokiem drogę. Zachowanie stada uciekających lemaksów nieco go w nocy zaniepokoiło, bo ich nagły jazgot gdzieś w dole traktu mógł świadczyć o tym, że spłoszone jaszczurcze małpy na coś lub kogoś w trakcie pośpiesznego odwrotu natrafiły.
Kiedy tylko wozy wyjechały poza ostatnie podmiejskie wioski i znalazły się wśród łagodnych wzgórz, Dragan odniósł rosnące z każdą godziną wrażenie, że ktoś podąża śladem konwoju. Wcześniej na trakcie panował zbyt ożywiony ruch, by móc to jednoznacznie stwierdzić, droga pełna była wieśniaków i domokrążców wędrujących pomiędzy rolniczymi osadami – za linią ostatnich pól uprawnych ruch ten zauważalnie zelżał i siedzący plecami do kierunku jazdy Dragan mógłby przysiąc, że podczas jazdy krętym, wijącym się między wzgórzami traktem kilkakrotnie zauważył jakieś poruszenie tuż na granicy pola widzenia: jakby ktoś wprawnie trzymał się na odpowiedni od wozów dystans, nie wysuwając się nigdy przedwcześnie za zakręt drogi, wciąż pozostając za najbliższym zagajnikiem. Dragan wiedział, że Arland również to zauważył, chociaż bliźniak słowem się nie odezwał.
Pół godziny później, przytulony do porośniętego grubą warstwą mchu bukowego pnia, tkwiący w całkowitym bezruchu łowca został ostatecznie w swych podejrzeniach utwierdzony.
Konny pojawił się na drodze tak cicho, że omal nie zaskoczył Dragana w połowie drogi między kępą kolczastych krzewów, a bukiem. Młody łowca przylgnął do drzewa ostrzeżony w ostatniej chwili cichym parsknięciem konia, znieruchomiał mrużąc oczy.
Jeździec miał na sobie podróżny płaszcz i kapelusz z rondem, pod którym Dragan dostrzegł na chwilę gładko ogolone oblicze o ostrych midlundzkich rysach i spięte w kucyk jasne włosy. Mężczyzna jechał bardzo wolno, trzymając dłoń na rękojeści miecza i wychylając się co chwila w siodle. Obcy spoglądał to do przodu, wyraźnie szukając śladów zielarskiej ekspedycji, to znowu w tył, jakby wypatrywał też czegoś za sobą.
Kiedy jeździec mijał kryjówkę górala, Dragan ujrzał dokładniej jego młodą zaciętą twarz i badawcze oczy, skaczące ustawicznie z jednego miejsca w drugie, wypatrujące czujnie jakiegokolwiek śladu niebezpieczeństwa. Łowca wstrzymał oddech nie ważąc się nawet drgnąć, bo też od razu poznał się na doświadczeniu obcego – uwadze tego człowieka bez wątpienia niewiele uchodziło, a młody Bradigan zdecydowanie nie życzył sobie, by jeździec przedwcześnie odkrył jego obecność.
Chwilę później stało się jasne, czemu konny spoglądał co chwila za siebie. Kiedy obcy przejechał obok Dragana i zniknął wśród drzew w górze szlaku, zza pobliskiego zagajnika wychynęła większa grupa jeźdźców, idąca stępa śladem szperacza. Dragan pozostawał w bezruchu, licząc w myślach intruzów i taksując ich wzrokiem.
Od razu widać było, że podróżni nie należeli do bartników ani wędrownych drwali, bo chociaż kilku z nich miało przy siodłach ciężkie topory o obosiecznych głowicach, narzędzia te z pewnością nie służyły im do ścinania drzew. Większość jeźdźców miała twarze przesłonięte chustami, łowca widział jedynie ich błyszczące pod rondami kapeluszy oczy. Obcy jechali w milczeniu, skupieni i czujni, wyczekujący zapewne sygnału od swego zwiadowcy. Bradigan przesuwał wzrokiem po ich dzierżących uprząż skórzanych rękawicach, nabijanych metalowymi guzami; po wsuniętych w pochwy mieczach; po dwóch obwieszonych sakwami jucznych koniach.
A potem ujrzał wlokącego się na samym końcu jeźdźca i wrażenie odebrało mu oddech.
Obcy nie był człowiekiem, przeczyły temu zarówno jego rozmiary jak i aparycja. Masywna sylweta jeźdźca w każdych innych okolicznościach stanowiłaby zabawny widok, bo osobnik ten był tak wielki, że jego wiszące u boków wierzchowca nogi niemal sięgały ziemi. Nie nosił też kraciastej chusty na twarzy, za nic widać mając sobie bandyckie obyczaje towarzyszy. Dzięki temu Dragan mógł ujrzeć w całej okazałości toporne oblicze obcego, jakby wykute w bryle granitu. Szara guzowata skóra jeźdźca naznaczona była w wielu miejscach niebieskawymi plamami, ale to nie jej dziwaczna barwa zrobiła na Bradiganie największe wrażenie, tylko pozbawione tęczówek oczy, wąskie szczeliny po bokach czaszki pełniące w opinii łowcy funkcję uszu i sterczące na wierzchu obłej czaszki grube narośla. Jeździec nie miał też nosa, nad jego szerokimi ustami widniało bulwiaste zgrubienie bez jakichkolwiek otworów węchowych.
Wychowany w wysokich górach Dragan nie miał sposobności napotkać wcześniej podobnego stwora, ale dostatecznie wiele o nich słyszał, by mieć teraz niezbitą pewność, że spogląda na trollaka. |
|