Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Milę dalej, w cieniu rzucanym przez sękate konary strzelistych drzew, od traktu odchodził w bok mniejszy szlak. Podobny był do położonej nieco dalej na północ drogi wiodącej na Przełęcz Duvika, ale w przeciwieństwie do niej zakręcał lekko na południowy zachód, pomiędzy porośnięte gęstymi lasami wapienne masywy. Wozy zwolniły nieco, bo zalegające na trakcie gałęzie i wielkie kamienie czyniły szybką jazdę zbyt niebezpieczną, groziły połamaniem kół.
Zbieracze przycichli zauważalnie, obserwując na poły ciekawskim, na poły podejrzliwym wzrokiem puszczę. Sączące się przez gęste listowie promienie słońca kąpały krainę pod koronami drzew w zielonkawej poświacie. Rosnące wzdłuż traktu krzewy i paprocie chwilami wdzierały się na drogę, co świadczyło, że rzadko ktoś nią uczęszczał. Panująca w lesie cisza była tak przenikliwa, że okazyjny trzask gałęzi gdzieś w głąszczu lub nagły krzyk spłoszonego ptaka wywoływał u zbieraczy nerwowe podskoki. Jadący na drugim wozie Cullin rozpiął kożuch odsłaniając ukryty pod nim na przemyślnej skórzanej uprzęży nadziak, pozostali najmici przezornie trzymali ręce w pobliżu swych kordów i puginałów.
- Aż mnie ciarki przechodzą jak sobie pomyślę, że mógłbym tu pobłądzić – powiedział starszy mężczyzna o zmarszczach na twarzy, Midlunder o imieniu Noah – Toż to dzikie mateczniki, co się ciągną na tysiące mil ku zachodowi. Zwierzów drapieżnych tutaj bez liku, łatwo życie postradać jak człowiek nie dość jest uważny.
- Toteż wcale mi się tutaj nie podoba – chrząknął Cullin spozierając uważnie na gęsty iglasty zagajnik – Miastowy człowiek na ulicy poradzi sobie bez trudu, ale tutaj... strach pomyśleć, co za chwilę może z chaszczy wyskoczyć.
- Zbytnio bać się nie trza – wzruszył ramionami Dragan, przysłuchujący się rozmowie z lekkim uśmieszkiem na ustach – Jesteśmy za blisko Traktu Kupieckiego, hałas pociągów zapewne płoszy większe drapieżniki. Jeżłacza tutaj nie uświadczysz, dobry człowieku, goraksa też. Już prędzej bym stawiał na bogrińskich koczowników albo jakieś trollaki na wojennej ścieżce.
- Tfu! – splunął za burtę zaprzęgu Noah – Niechajby Morrow pokarał jaką plagą tych nieludziów bezbożnych! Te bogriny, trollaki i te wszystkie insze paskudztwa! Czas tym stworom odejść ze świata, człowieku miejsce uczynić. Miesiąc temu będzie jak pod katedrą świętego Corbena jeden wędrowny kapłan nauczał, że nie lza nam za dużo tolerancyji okazywać nieludziom, bo one innowiercy są i nigdy na naszą wiarę prawdziwie nie przejdą, co najwyżej będą udawać. A udawaków trza tępić bez litości, bo one gorsze są od pogan, świętokradce takie!
Przysłuchujący się rozmowie Teoffrey zauważył ku swemu zdziwieniu, że Fergus przytakuje słowom Noaha. Morridański wesołek sprawiał dotąd wrażenie człowieka nie przywiązującego większej wagi do kwestii religii, toteż Moggs poczuł się zaskoczony widząc jego nieco ortodoksyjną reakcję.
- O zwierzach mieliśmy prawić, a nie o religii – wtrącił Dragan, który na dźwięk słów „poganie” i „innowiercy” silnie zmarszczył czoło – Bogriny zdradliwe są i wredne niepomiernie, paktować z nimi nie lza, bo sztylet w plecy wrażą, ale trollaków bym w ten sam wór nie wsadzał, to całkiem inne stwory. Jak przeciwko ludziom zaczynają wojować, to zazwyczaj o ich krzywdę idzie, a nie wrogość do nas.
- Krzywdę? – zirytował się Noah – A co nam się krzywdą nieludziów przejmować? Jak się nie chcą nawrócić na słuszną wiarę i porzucić barbarzyńskie zwyczaje, to niech cierpią.
- Tak po prawdzie to trochę głupstwa pleciecie – milczący dotąd furman odwrócił się w koźle, zmierzył Noaha zimnym wzrokiem – Miałem ci ja okazję z gobberami robić i bardzo ich sobie chwalę. Złote łapy mają do wszystkiego, a zmyślne są jak rzadko który człowiek. Mnie tam zajedno czy w Morrowa wierzą czy w te swoje leśne bożki, ale jak mi zaprzęg na drodze strzeli, to się cieszę jak mam paru takich nieludziów przy sobie. Większą krzywdę sami sobie zrobimy jak ich będziemy tępić.
- E tam – machnął ręką ksenofobiczny Fharińczyk – Mamy ścierpieć towarzystwo tych uszatych dziwadeł tylko po to, by nam kto furmanki miał naprawiać?
- Nie tylko furmanki – prychnął woźnica kręcąc przy tym głową – I tak żaden z nas drugiego nie przegada, zresztą nie mam ku temu najmniejszej ochoty. Aleć jedno jeszcze rzeknę, coby nie było, że gobbery tylko do zaprzęgów nam są potrzebne. Weź kiedyś, dobry człeku, i popatrzaj na parostatki, co po Czarnej Rzece pływają. Wiesz, że tam na każdego człowieka z załogi dwa gobbery przypadają? Nie widać ich, bo siedzą w maszynowni, ale tam są, możesz mi dać wiarę. One potrafią wleźć w takie szpary i zakamarki, gdzie człowiek nie ma szans się wcisnąć, każdy defekt naprawią. Więc nie gadaj mi, mości panie, że je tępić trzeba, bo jakoś nie widzę was tutaj wpychających się pod bojler na parostatku, żeby tam mutrę dokręcić.
Noah nic nie odrzekł, zrobił tylko obrażoną minę i zaczął się gapić ostentacyjnie na siedzącego w koźle trzeciego wozu Mala Gilbera. |
|