Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
Mrukowo, dzień spotkania z harnasiem
Tomasz i Gustaw postąpili kilka kroków w stronę drewnianych drzwi kościoła, znieruchomieli jednak ponownie, gdyż z bocznego wejścia wychynął na dziedziniec jakiś młody człowiek w góralskim odzieniu i z krócicą w prawicy.
- Dawnośmy się nie widzieli - zagaił pan Krzysztof spoglądając z błyskiem w oku na młodego rozbójnika, który dzień wcześniej zatrzymał jadących do Żiliny szlachciców na rzecznym mostku - Twój harnaś gdzieś tutaj?
- W kościele - oznajmił młody rozbójnik - A panocki pono nie sami przyjechali, jeno w wesolutkiej kompaniji. Juże my myśleli, coby się w górki zabierać jak na drodze od hajduków poczerniało.
- Hajdukami głowy nie troskaj, synku - powiedział poważnym tonem Bronisz - Siedzą za wioską na łące i nikomu z was krzywdy nie zrobią. A nam mus z harnasiem gadać i to żwawo, bo niemiłe dla niego wieziemy wieści.
- W takim towarzystwie jak na łące to nie dziwota - mruknął podejrzliwie góral, wsadzając w usta palce i wydając z siebie niski gwizd. Z pobliskich chaszczy odpowiedział mu podobny sygnał, chociaż herbowi nikogo w ich gąszczu nie zdołali dostrzec.
- Samiście, tedy do środka zapraszam, ale pozór dajcie, coby tam gwałtu jakiego nie uczynić, bo harnaś nie sam jeden w Mrukowie i jeśli go kto ukrzywdzić zechce, będzie miał z nami do czynienia.
- Nie bądź w gębie taki mocny, zbójniku, bo nie ma ku temu potrzeby... jeszcze - odpowiedział ostrzegawczym tonem pan Krzysztof - Wciąż my posłami i wieści dla Komody od sędziego wieziemy, a że one niemiłe, tego już nie nasza wina.
Obserwowani przez górala z krócicą i zapewne kilka innych par dobrze skrytych oczu, szlachcice podeszli do uchylonych drzwi świątyni i przekroczyli po kolei próg znikając w jej ciemnym, surowym wnętrzu. Pan Tomasz wszedł do środka ostatni, oglądając się jeszcze uważnie w stronę wioski oraz górskiej łąki po przeciwnej jej stronie, gdzie odpoczywali pachołkowie Mikołaja. Szlachcic ukrył starannie swe zatroskanie, bo zbyt wielka odległość sprawiała, że nawet krzyki mordowanych pod kościółkiem nie zdołałyby postawić hajduków na czas na nogi, a sam plac przed świątynią ukryty był przed ich wzrokiem rzędem posadzonych gęsto obok siebie drzew.
Jeśli zatem harnaś Komoda sięgnąłby z sobie tylko znanej przyczyny po broń, żywieccy posłańcy byli zdani wyłącznie na siebie - na pomoc miejscowych chłopów pan Tomasz zbytnio nie liczył, bo chociaż kilku z nich pofatygowało się w ślad za konnymi w pobliże kościółka, na widok górala z krócicą zawrócili zgodnie niczym jeden mąż w stronę opłotków Mrukowa.
Przez małe okienka umieszczone w górnych częściach ścian wpadały blade snopy słonecznego światła, które opadały na prosty ołtarz i zawieszony za nim krzyż, na którym tkwiła w bezruchu metalowa figura Jezusa Chrystusa. Gustaw Leszcz sięgnął dłonią do kamiennej kropelnicy mocząc w niej czubki palców i kreśląc na piersi znak krzyża.
Słysząc za sobą liczne kroki leżący przed ołtarzem harnaś podniósł się na nogi i zmówiwszy ostatnie słowa modlitwy ruszył w kierunku szlachciców.
- Bóg mi świadkiem, żem się jeszcze nigdy tak nie cieszył z jakiego spotkania - oznajmił Komoda przesuwając spojrzeniem po przybyszach - Rzeknijcie mi przeto, jaką odpowiedź posyła mi pan sędzia Kmita? |
|