Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Belath i Tamadur wymienili ponownie spojrzenia, tym razem patrząc na siebie szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Żaden z nich nie twierdził co prawda, że jest znawcą wschodniego Shemu, ale widok skąpanego w świetle księżyca miasteczka całkowicie obu zaskoczył. Nikt nie słyszał, by w tej części kraju znajdowała się jakakolwiek osada, pierwsze ludzkie sadyby na północy pojawiały się po przeciwnej stronie gór, gdzie umiarkowany klimat pozwalał wiązać koniec z końcem pasterzom i drwalom - lecz nie tutaj.
Hyrkanin przekręcił głowę słysząc gdzieś w oddali grzechot kamyków, dostrzegł dwie poruszające się chyłkiem sylwety. Jasnowłosy olbrzym i jego nemedyjski kompan obchodzili zapadlisko z boku, poruszając się od głazu do głazu i zapewne spoglądając na dno depresji z takim samym zaskoczeniem, co Belath i Tamadur.
Turański najemnik poczuł ukłucie melancholii, kiedy jego wzrok przesuwał się po zawalonych dachach kamiennych domów, po miniaturowych wydmach tworzonych przez naniesiony wiatrem na ulice piasek, po sterczącym żałośnie w górę żurawiu studni. Kimkolwiek byli tajemniczy twórcy tego nieznanego światu miasteczka, na pewno nie mieli nic wspólnego z Zuagirami, bo koczownicy ani sztuki murarstwa nie znali ani nie wykazywali nią żadnego zainteresowania. Tamadur naliczył prawie dwadzieścia budowli, niektórych wciąż jeszcze w całkiem niezłym stanie, niektórych w całkowitej rozsypce.
Turańczyk zagryzł wargi pojmując, że straceni na rozkaz Malatha Aghy jeńcy wprowadzili generała w błąd. Bahima Baala w opuszczonej osadzie nie było, Tamadur nigdzie nie dostrzegał śladu ludzkiej obecności, żadnego ruchu, żadnego błysku palącej się lampy lub paleniska.
Jeśli ktoś krył się w murach tego niepokojąco cichego miejsca, musiał się obywać bez ognia... co wydawało się świadczyć o fakcie, że na dnie zapadliska w ogóle nikogo nie było.
Lecz Belath nie tracił czujności. Poszeptawszy między sobą krótko obaj wojownicy zaczęli ześlizgiwać się po stoku depresji ku pierwszym budynkom, gotowi w każdej chwili pochwycić za broń. Szybki rzut oka na obie strony pozwolił im zyskać pewność, że pozostałych czterech członków zwiadu poszło w ich ślady, również pokonując na kuckach kamienistą stromiznę. |
|