Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
|
|
|
|
Numides wywijał podniesionym z ziemi sejmitarem jakby wstąpił w niego zły duch, strugi gorącej posoki i odrąbane małpie członki latały w powietrzu tworząc groteskowy widok. Skąpany we krwi młody dziesiętnik odganiał włochate bestie od Belatha i Jastrzębia, zagrzewając swą determinacją do boju ostatnich kilkunastu żywych żołnierzy. Małpi król zaczął schodzić ze zbocza niecki żądny widać wyładowania swego gniewu na nieszczęsnych kawalerzystach, zatrzymał się jednak w połowie drogi i stanął na tylnych łapach na podobieństwo człowieka, wpatrując się ponad miasteczkiem w jakiś punkt na południu.
Belath upuścił własną broń, oburącz dzierżąc ciało generała i ciągnąc go w kierunku najbliższej chaty. Ostrze małpiego noża wciąż tkwiło w plecach Malatha Aghy i zdesperowany Hyrkanin nie wiedział, czy powinien jest wyciągnąć ryzykując wykrwawienie się Jastrzębia na śmierć czy też pozostawić je w ramie, gdzie przy każdym poruszeniu Turańczyka rozcinało jeszcze głębiej mięśnie i wnętrzności.
Zwrócony plecami do ginących kawalerzystów, Belath przystanął znienacka pomiędzy pryzmami trupów, dostrzegając powód nagłego zakłopotania małpiego przywódcy. Ponad południową krawędzią niecki w niebo wznosiły się tumany suchego pyłu, wzniecane przez kogoś, kto nadciągał z wielką szybkością ku pustynnemu miasteczku.
Hyrkanin zamrugał oczami niepewnie, zbity z tropu. Nie miał pojęcia, kto taki zmierzał ku osadzie, zmówił jednak szybką modlitwę do Tarima prosząc o to, by przybysze nie okazali się kolejnym małpim stadem. Szczęk metalu za plecami Belatha milkł szybko, toteż Hyrkanin wzmocnił chwyt na ciele tracącego przytomność Jastrzębia i zaryzykował rzut okiem za siebie.
Kosmate bestie odstępowały od wycieńczonych, przekonanych już o swej niechybnej śmierci ludzi, podskakując nerwowo na łapach i porykując gniewnie. Co rusz któryś ze stworów spoglądał w stronę wciąż stojącego na tylnych kończynach króla, spoglądającego w bezruchu na tumany pyłu. Belath oszacował pobieżnie liczebność stada, naliczył blisko dwadzieścia żywych potworów – niektóre z nich naznaczone były krwawiącymi ranami, ale wciąż stanowiły śmiertelnie niebezpiecznych przeciwników. Kilka małp leżało podrygując nieznacznie albo czołgało się pomiędzy ruiny pozostawiając za sobą na piasku szerokie krwawe smugi, tych Hyrkanin nie doliczył do całości.
Wzrok najemnika pobiegł ponownie ku południowej krawędzi niecki, na której szczycie pojawiła się nagle samotna ludzka sylwetka siedząca na końskim grzbiecie. Promienie słońca sprawiały, że Belath nie potrafił rozpoznać jeźdźca, jego groteskowa, przywodząca na myśl centaura postać odcinała się ciemnym kształtem na tle jasnych przestworzy.
Al-Salam zatrzymał na chwilę ogiera, omiatając błyskawicznym spojrzeniem leżące na piasku ciała trzech turańskich żołnierzy. Ktoś zabił ich w krótkiej, ale zawziętej walce, świadczyły o tym ich rany oraz ślady na piasku. Konie kawalerzystów zniknęły, podobnie jak ich broń. Starszy dziesiętnik nie tracił czasu, by roztrząsać tę zagadkę, zwrócił wierzchowca ku południu chcąc jak najlepiej wykorzystać czas podarowany mu przez walczących do końca żołnierzy.
I zastygł w bezruchu spoglądając przed siebie z zaskoczeniem.
Po płaskim kamienistym pustkowiu pędziły ku miasteczku tabory turańskiej ekspedycji, wzbijające ku przestworzom wielkie chmury skalistego, duszącego pyłu. Woźnice wrzeszczeli coś ledwie słyszalnie, smagając zziajane konie batami, zaś siedzący w tyle taboryci trzymali się kurczowo burt pojazdów, by nie wypaść z podskakujących wysoko wozów. Garstka konnych ocalałych z rzezi na stokach niecki wiodła tę szaleńczą szarżę wymachując mieczami, towarzyszyła im równie skąpa grupka zwiadowców pozostawionych przy taborach jako ich straż. |
|