Keth |
Mistrz Gry |
|
|
Dołączył: 30 Sie 2007 |
Posty: 4663 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Skąd: Nibylandia Płeć: Mężczyzna |
|
|
 |
 |
 |
|
- Z koni! – Malath Agha ryczał niczym mityczny tur z północnych puszczy – Zsiadać z koni, psiekrwie! Za włócznie, formować szeregi!
Turański generał miotał ciężkimi przekleństwami, nic sobie widać nie robiąc z gniewu bogów. Zeskakujący z siodeł żołnierze łapali za swoje oszczepy i długie włócznie zabitych nomadów, ustawiając się ramię w ramię w szerokim szeregu. Gdzieniegdzie w ich szyk wpychali się Zuagirowie, szykując własną broń i nie zwracając pozornie żadnej uwagi na swych śmiertelnych bogów. Z ust ludzi płynęły modlitwy kierowane do Tarima, Erlika i Isztar pospołu, szeptane spierzchniętymi wargami lub odmawiane w myślach.
Dziesiętnik Sengin oraz trzej towarzyszący mu zwiadowcy przemknęli jak wicher przez dziedziniec, zatrzymali się tuż przy generale nie zważając na gniewne miny członków straży przybocznej Jastrzębia.
- Zwiadowcy! – ryknął na ich widok Malath Agha – Pokpiliście sprawę, co?! Co mi po przepatrywaczach, którzy zjawiają się pod koniec bitwy?!
- Racz wybaczyć, panie – Al-Salam zeskoczył w mig z siodła, przyklęknął przed generałem schylając pokornie głowę – Wpadliśmy w ich ręce, nie zdołaliśmy na czas odzyskać wolności. Bahima Baala tu nie było w chwili naszego przybycia, zjawił się potem! Niechybnie chciał nas zwabić całą ekspedycję w leże tych bestii!
Jastrząb warknął gniewnie, obejrzał się przez ramię na stojącego po przeciwnej stronie placu Baala, wydającego jakieś rozkazy swoim ludziom. Część towarzyszących mu koczowników złapała za łuki i zaczęła wspinać się na pobliskie dachy, reszta utworzyła w ułamku chwili najeżony ostrzami czworobok, który zablokował wylot jednej z północnych uliczek.
- Co to są za stwory?! – ryknął Jastrząb przekrzykując nawoływania oficerów – Z jakiego piekła wylazły?
- To te demony pustyni, które prześladują Zuagirów! – odkrzyknął Al-Salam spoglądając jednocześnie ku klifom Gór Kenzikian. Na stromych zboczach widział ostatnie kosmate cielska, a to oznaczało jedno.
Stado gnało wprost na miasteczko, przemierzając niewielki fragment płaskowyżu oddzielający nieckę od pogórza.
I w tej samej chwili ponad krawędzią skalnej depresji wystrzeliła ze zwierzęcym rykiem fala wielkich napastników, odzianych w prymitywne skórznie i dzierżących w łapach masywne ostrza, ale poruszających się na wszystkich czterech kończynach z szybkością konia. Małpy nie zwolniły kroku, nie zawahały się widząc przed sobą lśniący ostrzami mur ludzkich ciał.
Wyjąc, warcząc i tocząc z pysków pianę stwory runęły ku osadzie z przerażającą zajadłością, a ich szarża stanowiła tak przerażający widok, że tu i ówdzie struchleli z grozy ludzie – Turańczycy i Zuagirowie – zaczęli puszczać z rąk broń i rozglądać się z trwogą za drogą ucieczki.
- Trzymać szyk! – ryknął Jastrząb – Ani kroku w tył!
- To Hanuman! – podniósł głos jakiś blady niczym ściana dziesiętnik, ściskający w opuszczonej bezwładnie ręce miecz i nie potrafiący oderwać wzroku od małpoluda o ciemnej sierści, który zatrzymał się na krawędzi niecki omijany mimo szaleńczego pośpiechu przez swych zaślepionych żądzą mordy ziomków. Ta bestia była dużo większa od pozostałych małp i stała na tylnych łapach, spoglądając na osadę iście niczym inkarnacja Małpiego Króla, jednego ze starszych bogów Turanu.
- To Hanuman! – powtórzył dziesiętnik, rozedrganym przenikliwym krzykiem, ciskając swój miecz na ziemię i unosząc ramiona ku przestworzom – Małpi Król zstąpił z niebiosów! Oddajmy mu cześć, a zostaniemy oszczędzeni! Chwała Hanumanowi! |
|